Rozdział 33

100 7 0
                                    

Wszedłem do domu wraz z reklamówkami z jedzeniem i piciem. Za mną szli Peyton wraz z Kevinem. Miałem dobry humor. Szykował się ciekawy wieczór.

Przede mną stanęli Bram, Cheryl i Toni. Przywitałem się z nimi uśmiechem, lecz zaraz spoważniałem. Mina moich przyjaciół nie wskazywała na nic dobrego. W dodatku w domu było stosunkowo cicho i nigdzie nie widziałem mojego chłopaka i reszty.

- Co się stało? - Pierwsza odezwała się Peyton, która stanęła obok mnie.

- Simon, Blaine i Dylan zostali porwani.-Odpowiedział Bram.

Wszystkie reklamówki, które trzymałem, spadły z hukiem na podłogę. Żadne z nas nie zwróciło na to uwagi. Teraz liczyło się tylko jedno.

- Kto? - Wyczedziłem przez zęby.

Zdenerwowałem się nie na żarty. Mojego chłopaka już raz porwano z mojej winy. Na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze, a Derek został zabity. Zastanawiało mnie, kto teraz próbuje z nami zadzierać. Czyżby byli to kolejni łowcy?

- Pewna wataha, do której należeliśmy.-Oznajmiła Toni, a ja w pierwszej chwili nie zrozumiałem, o co chodzi.

- Nie rozumiem.- Przyznał się Kevin.

- Wszystko wam wyjaśnimy. Chodźmy usiąść. Musicie wiedzieć, z czym mamy do czynienia, zanim ruszymy im na ratunek.-Powiedziała Cheryl.

Cała nasza szóstka ruszyła w stronę salonu połączonego z kuchnią i usiadła przy stole jadalnym. Czekałem, aż Cheryl ponownie zacznie mówić. Po chwili to zrobiła.

- Przez jakiś czas byliśmy w pewnym stadzie. Byli liczni i łowcy bali się ich zaatakować, więc dołączenie do nich wydawało się idealnym pomysłem, by poczuć się w końcu bezpiecznie. Dylan postanowił dogadać się z ich alfą, Kate. Z początku wydawała się być w porządku. Przyjęła nas pod swoje skrzydła i obiecała, że przy niej nie spadnie nam nawet włos z głowy. Reszta stada również nas zaakceptowała. Niestety po niecałym tygodniu okazało się, że to oni polują na łowców i ich zabijają. Nie robią tego szybko. Biją ich, łamią im kości, a nawet gwałcą. Dopiero, jak się znudzą, to ich zabijają albo sprzedają na czarnym rynku. Dylan nie mógł tego znieść. Zaczął rozmawiać o tym z Kate, ale ta była nieugięta. Ona lubiła sprawiać innym ból. Była chora psychicznie i pewnie nadal jest. Dlatego wspólnie zdecydowaliśmy się opuścić tamtą watahę. Nie było to łatwe, ale udało nam się od nich uciec. Najwidoczniej nas odnaleźli.

Gdy kobieta skończyła, dokładnie przeanalizowałem jej słowa. Miałem ciarki przez to, co powiedziała rudowłosa. Skoro tamci polują na łowców, to muszą znać nasze taktyki łowieckie. Tworzy to z nich ciężkich przeciwników do pokonania. Jednakże musimy ich zlikwidować i uratować naszych przyjaciół.

- Musimy znaleźć ich kryjówkę i zaatakować.- Pierwszy odezwał się Bram.

Spojrzałem na niego i widziałem, jak trząsł się z wściekłości. Nic dziwnego. W końcu porwano jego chłopaka. Jak tak teraz pomyślę o Simonie, to aż chce mi się płakać. Oby nic złego mu nie zrobili. Ani Blaine'owi, a szczególności Dylanowi. Zabiję tę całą Kate i resztę jej stada. Nie wyjdą stamtąd żywi.

- Nie mamy dużo broni przy sobie. Pamiętacie, ile ich tam było? - Zapytałem kobiet.

- Około piętnastu, ale może być ich nawet więcej.- Odpowiedziała mi Toni.

- Będzie nam ciężko. Jest nas za mało.- Stwierdziłem, próbując coś wymyślić.

- Zadzwonię do Willa, mojego wampira. On nam z pewnością pomoże.- Odezwał się Kevin.

Chłopak wstał z miejsca, wybierając numer i wychodząc z pomieszczenia. To był dobry pomysł, żeby poprosić o pomoc wampira. Może on się okazać bardzo przydatny dla nas.

- Jedźmi tam już. Nie możemy tracić czasu.-Odparł Bram wstając. Ja również się podniosłem,  łapiąc chłopaka za rękę.

- Musimy obmyślić plan. Nie możemy teraz jechać. Zginiemy.- Powiedziałem, próbując zatrzymać przyjaciela.

- Oni mogą ich zabić lada chwila. Nie możemy czekać ani sekundy dłużej! - Krzyknął wściekły Bram. Chłopak chciał się wyrwać, lecz trzymałem go mocno.

- Musisz się uspokoić.- Rzekłem spokojnie.

- Jedynie co muszę, to uratować Simona! Aż tak Ci nie zależy na bezpieczeństwie Dylana, że masz go teraz w dupie?!

Słowa przyjaciela zabolały mnie mocno. Najchętniej sam wskoczyłbym w samochód i odnalazł mojego chłopaka, ale nie mogłem. Pisałbym się na śmierć. Przeze mnie zginęliby moi przyjaciele.

- Bram! - Huknęła Peyton, przez co obaj się wzdrygnęliśmy.- Nie tylko tobie kogoś porwano! Nam wszystkim zależy na ich bezpieczeństwie, ale bez planu pójdziemy tam na pewną śmierć! W taki sposób nie pomożesz Simonowi, ani nikomu innemu! A więc, uspokój się i siadaj! Musimy obmyśleć ten przeklęty plan i ich w końcu uratować!

Po jej słowach zapadła cisza. Bram z powrotem usiadł na swoim miejscu. Ja również to uczyniłem. Widziałem, jak mój przyjaciel się uspokoił.

- Przepraszam.- Odparł cicho Bram, po czym spojrzał na mnie.- Przepraszam Thomas. Nie to miałem na myśli.

- Wiem o tym, ale teraz musimy się skupić.

- Wraz z Toni bez problemu odnajdziemy ich kryjówkę. Zostawili za sobą intensywny zapach. Będą się nas spodziewać.- Powiedziała Cheryl.

- Będzie trudniej się tam dostać.- Stwierdziłem.

Kevin wrócił do salonu z uśmiechem ulgi. Najwidoczniej rozmowa się powiodła.

- Will nam pomoże. Będzie tutaj za jakieś dziesięć minut.

- A więc będzie nas siódemka. Wciąż jest nas za mało na tak dużą zgraję. - Oznajmił Bram, z którym się zgodziłem.

- Musimy sobie jakoś z tym poradzić. Coś wymyślimy. - Odparła Peyton.

Cała nasza szóstka zaczyna dawać przeróżne pomysły i taktyki walki. Niestety nie wiemy, czy to nam wystarczy. Musimy jeszcze poczekać na wampira. Może dzięki niemu będziemy mieć jakiekolwiek szanse. Czas wymyślić nasz najlepszy plan, od którego będzie zależeć nasze życie.

Sąsiedzi /DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz