Rozdział 15

227 15 3
                                    

Wraz z Kevinem zebrałem wszystkich w salonie w naszym domu. Wspomniałem już, czego się dowiedziałem i powiedziałem, że odwiedzi mnie mój wujek. Wyjaśniłem naszym sprzymierzeńcom, dlaczego należy się go obawiać.

- Rzeczywiście, dość nie ciekawa sytuacja.- Przyznał mi Dylan.

- Czy ja wiem. Ma tylko on przyjechać prawda? Nie będzie go trudno się pozbyć, w razie gdyby się coś stało. - Stwierdziła Cheryl.

- Nawet w pojedynkę potrafiłby nas wszystkich zabić. - Powiedziałem, na co moi przyjaciele to potwierdzili.

- Derek nie jest zwyczajnym człowiekiem. To bezduszny potwór, który zniszczy każdego na swojej drodze. - Rzekła Peyton.

- W takim razie co mamy zrobić? Musimy obmyślić jakiś plan, by każdy z nas przeżył.- Odezwała się Toni, po czym spojrzała na mnie.- Masz jakieś pomysły? To twój wujek, znasz go lepiej od nas.

- Z całą pewnością w dniu jego przyjazdu nie możecie tutaj być. Możliwe, że nie będziecie bezpieczni w swoim własnym domu. Może was wyczuć, a wtedy będzie bardzo źle.

W salonie wyczuć było można napięcie. Nic dziwnego. To nie są żarty. Jeden zły ruch, a wszyscy zginiemy.

- A więc wystarczy, że znikniemy, kiedy będzie ten cały Derek u was. Wtedy nie zorientuje się, że naprzeciwko was mieszkają wilkołaki. Dość łatwe rozwiązanie. - Stwierdził Blaine.

- Nie do końca. - Odparł Bram. - Nie możemy mieć sto procent pewności, że to wypali. Derek ma wyotrzone zmysły, w tym węchu. Nie mam pojęcia, na jaką skalę potrafi wyczuć zapach wilkołaka. Możliwe, że potrzebuje bliższego kontaktu, niżeli miałby was wyczuwać w okolicy.

- Mimo tego, to również warto wziąć pod uwagę. - Powiedziała Peyton. - Warto przeanalizować każdy scenariusz. 

- Najwyżej wmówi mu się, że niedawno zabiliście jakiegoś wilkołaka w tej okolicy.- Odezwała się Toni.

- To nie jest głupi pomysł. - Przyznałem rację dziewczynie.

- Nie wiemy również na ile on zamierza tutaj zostać. - Stwierdził Bram.

- Będziemy musieli również wymyślić, co zrobić, by się go stąd jak najszybciej pozbyć.- Oznajmił Kevin, na co się zgodziłem.

Sytuacja nie była za ciekawa. W dodatku to wszystko przeze mnie. Co mi odbiło, by skontaktować się z bazą? Przecież doskonale wiedziałem, kim jest prezes. Czy można być większym idiotą ode mnie, żeby się tego nie domyślić? Co powinienem teraz zrobić?

*2 godziny później*

Na zewnątrz było już ciemno i można było odczuć, że robi się coraz zimniej. Nic dziwnego. W końcu zbliża się jesień. Maszerowałem przed siebie z pełną głową myśli. Długo zajęła nam rozmowa na temat tego, co mamy zrobić. Głównym naszym planem jest to, że wilkołaki znikną na chwilę, dopóki będzie tu mój wujek. Obmyśliliśmy również kilka planów, gdyby jednak coś poszło nie tak. W dalszym ciągu nie byłem ich pewnych, ale nie mamy żadnego wyjścia.

Wiatr zawiał mocniej, więc postanowiłem powoli wracać do domu. Nie miałem do niego daleko. Przyjaciele pewnie są już w środku. Z wilkołakami rozstaliśmy się z jakieś dziesięć minut temu. Szczerze to nie chciałem od nich wychodzić. Czułem się tam tak dobrze, pomimo że nasza sytuacja nie należy do za ciekawych. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Dlaczego wszystko jest aż tak skomplikowane? Oni są wilkołakami, a my łowcami. Nie mamy prawa się lubić, a mimo to chciałbym ich chronić, a najbardziej tego jednego z nich.

Kiedy przechodziłem obok lasu, usłyszałem trzask łamanej gałęzi. Od razu wyjąłem pistolet za paska i wymierzyłem broń w stronę odgłosu.

- Spokojnie, to tylko ja.- Usłyszałem w ciemności znajomy głos. Natychmiast schowałem swoją broń.

- Nie skradaj się tak, mogłem Cię zabić.

- To dobrze, że jeszcze żyję.- Odparł z uśmiechem Dylan. - Co tu robisz? Myślałem, że już jesteś w domu.

Mężczyzna zbliżył się do mnie, dzięki czemu mniej więcej dobrze go widziałem. Serce znowu biło mi w piersi swym szalonym rytmem.

- Musiałem się przejść i przemyśleć parę spraw. - Odpowiedziałem szczerze. - A ty co tu robisz?

- Sprawdzam teren. Dzisiaj jest moja i Toni zmiana. - Powiedział. - Chcesz się może jeszcze ze mną przejść? - Zapytał i wskazał na las z tyłu.

- Chcesz żeby łowca wszedł sobie do lasu, gdy panuje całkowita ciemność? To nie jest najlepszy pomysł.

- Przecież będziesz ze mną. Obronię Cię w razie czego.

- Potrafię sam się obronić. - Powiedziałem z pewnością siebie. Nie chciałem, żeby mężczyzna uważał mnie za słabego.

- Doskonale o tym wiem. - Odparł z uśmiechem i złapał mnie za rękę, ciągnąc mnie w stronę lasu.

Dłoń Dylana była tak przyjemnie ciepła i idealnie pasowała do mojej. Trochę się speszyłem, gdy mnie dotknął, ale teraz za nic nie chciałem go puszczać.

Stąpałem ostrożnie, uważając by się nie potknąć. Mój wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności, ale z całą pewnością nie widziałem tak dobrze, jak Dylan. W końcu był wilkołakiem. Wilkołaki potrafią świetnie widzieć w ciemności, dlatego właśnie najlepiej walczą, gdy zapadnie zmrok.

Po chwili wraz z mężczyzną usiadłem na niewielkim pieńku. Dylan w dalszym ciągu nie puszczał mojej dłoni, z czego się bardzo cieszyłem.

- To czym się tak bardzo zamartwiasz?- Pierwszy odezwał się Dylan.

- Niczym się nie zamartwiam. - Skłamałem.

- Tommy, pamiętasz, że potrafię wyczuć kłamstwo? Możesz mi na spokojnie powiedzieć, co Cię trapi. - Powiedział mężczyzna, ale gdy nie uzyskał ode mnie odpowiedzi, to mówił dalej.- Chodzi o tego twojego wujka? Poradzimy sobie z nim.

- To przeze mnie macie kłopoty. To moja wina. Zginiecie z mojej głupoty. - Odpowiedziełem i skierowałem swój wzrok na ziemię.

- Hej, spójrz na mnie. - Rzekł łagodnie Dylan, łapiąc za mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. - Nikt z nas nie zginie. To nie jest twoja wina. W końcu chciałeś dobrze. Sam bym Ci coś takiego doradził. Posłuchaj, mam silne stado. Radziliśmy sobie z nawet najgorszymi łowcami. Z twoim wujkiem też sobie poradzimy.

- Tego nie jestem pewiem. - Odparłem smutno, wciąż spodlądając w jego oczy, które błyszczały lekkim szkarłatnym blaskiem. Były piękne.

- Ale ja jestem pewien. Uwierz w nas. Mamy również was po swojej stronie. Damy sobie radę z każdym. Nie myśl o tym za dużo. Damy dobry plan i z całą pewnością wypali.

- Plan mamy dobry, ale nie mogę przestać o tym myśleć. W głowie mam same czarne scenariusze.

- Wiem, co Ci odwróci od nich uwagę. - Stwierdził pewnym tonem, a ja spojrzałem na niego pytająco.

- O co Ci....

Nie zdążyłem dokończyć, gdyż moje usta zostały skutecznie zablokowane przez jego wargi. Moje ciało ogarnął szok, ale szybko się go pozbyłem i zacząłem oddawać pocałunek. Usta chłopaka były miękkie i ciepłe, przez co doprowadzały mnie do szału. Dylan przejechał swoim językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o pozwolenie. Otworzyłem swoje usta, a mężczyzna to wykorzystał i zaraz poczułem jego język, który zaczął drażnić mój. W brzuchu poczułem motylki, a na dole zaczął odzywać się mój mały kolega, który wręcz prosił się o uwagę. Po niedługim czasie oderwaliśmy się od siebie, łapiąc łapczywie powietrze.

- I jak? Lepiej?- Zapytał się mnie Dylan, a potrzebowałem dłuższej chwili, aby ogarnąć, o co mnie spytał.

- Tak. - Tylko tyle byłem w stsnie odpowiedzieć.

Moje myśli wręcz krzyczały. Dylan, ten sam Dylan, który mi się podoba, pocałował mnie! W dodatku to było niesamowite. Ten pocałunek przepełniony był czułością i zaangażowaniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że byłem cały czerwony na twarzy, ale w tym momencie nie obchodziło mnie to. Chciałem tylko jeszcze raz zasmakować usta mężczyzny.

Sąsiedzi /DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz