Rozdział 10

291 11 6
                                    

Ocknąłem się. Tył głowy niemiłosiernie mnie bolał. Otworzyłem oczy, po czym szybko zamknąłem. Powtórzyłem czynność kilka razy. Po dłuższej chwili mój wzrok przyzwyczaił się do światła. Próbowałem wstać, ale nie potrafiłem tego zrobić. Węzły na moich kończynach skutecznie mnie powstrzymywały. Dopiero teraz zorientowałem się, że siedzę na krześle i jestem związany. Zacząłem sobie przypominać, co się wydarzyło przed tym, zanim straciłem przytomność.

- Thomas. W końcu się obudziłeś.- usłyszałem głos Brama z mojej lewej strony. Odwróciłem do niego głowę. Także był związany.

- co się dzieje? - zapytałem zdezorientowany. Obejrzałem cały pokój, w którym się znajdowaliśmy. Po mojej drugiej stronie była reszta moich przyjaciół, którzy powoli zaczęli się budzić.

- Dylan wraz z resztą są wilkołakami.- odpowiedział czarnowłosy, a mnie zmroziło krew w żyłach.

Zdziwiłem się mocno, ale także opieprzyłem siebie w myślach za swój brak profesjonalizmu. Powinienem się domyślić, że są wilkołakami. Nie zrobiłem tego, bo się zabujałem w jednym z nich. Co ze mnie za lider?! Jak mogłem tak się dać podejść?! Co za idiotyzm!

Moje myśli szalały. A Więc to Dylan mnie walnął. Będą chcieli nas zabić? Lub zrobić coś gorszego? Co oni planują?

Kevin i Peyton już się ocknęli. Próbowałem się uwolnić, ale nic to nie dało. Węzły były zbyt mocno związane. Nie było możliwości ich zerwać. Najwyżej można by to było zrobić nożem, który mam ukryty pod nogawką moich spodni, ale za nic go nie dosięgnę w tej pozycji. Jesteśmy teraz skazani na wilkołaki.

- A więc już się wszyscy obudziliście.- stwierdził głos, który należał do Dylana. Zabiło mi szybciej serce, choć nie wiem czy koniecznie ze strachu. Spojrzałem w jego stronę. Koło niego stała reszta stada. Nie wyglądali złowrogo, ale na coś oczekiwali.

- czego od nas chcecie? - zapytałem spokojnie. Nie mogłem sobie pozwolić na strach. Chociaż pewnie wilkołaki już wiedzą, jak szybko bije moje serce.

- sojuszu. - odparł niemal natychmiast brunet. Spojrzał mi prosto w oczy, a ja się niemal rozpłynąłem pod jego wzrokiem. Moje serce w dalszym ciągu nie potrafiło wrócić do swojego dawnego rytmu.

- wiesz, że to nie jest możliwe. - zaczęła mówić powoli Peyton. - nie możemy zostawić was przy życiu według kodeksu łowieckiego.

- możecie zrobić wyjątek. - stwierdził Blaine i spojrzał na moją przyjaciółkę.

- nie rozumiecie. - zabrałem głos.- za spoufalanie się z wrogiem czeka nas kara śmierci.  

- nie może być aż tak źle. Przecież nie zabiją swojego, prawda? - zadała pytanie Toni. W jej głosie wyczułem niepewność.

- nie znacie łowców. Według nich, ten który zadaje się wilkołakami, sam jest potworem. A potwory się zabija. - oznajmił Bram. - zabiją nas bez mrugnięcia oka. Takie są zasady. U nas są one święte.

- To prawda. - Potwierdził Kevin. - W ten sposób zginęła moja matka, kiedy byłem mały. Miała być przykładem dla innych, by tego nie robili. Uwierzcie, ale to nie była miła śmierć. Łowcy dla przykładu mogą zrobić potworne rzeczy.

Przez chwilę panowała cisza. Bardzo nie chciałem wracać myślami do tamtych wydarzeń. Nienawidziłem tych krzyków, które zostały ze mną do dzisiaj. Łowcy są strasznie brutalni. Musieliśmy oglądać to, co robili matce Kevina i innym, którzy zdradzili. Byliśmy wtedy tylko dziećmi, ale trauma pozostała z nami i pozostanie do końca życia. Kevin na całe szczęście nie pamiętał tego zbyt dobrze. Miał wtedy z jakieś 3 latka. Za to my już pamiętamy, ale wspomnienia są wyblakłe i takie wręcz nierealne. Chciałbym móc o tym już nigdy nie pamiętać, a w szczególności tego krzyku bólu i rozpaczy. To był prawdziwy koszmar.

Sąsiedzi /DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz