Rozdział 41

89 6 0
                                    

Pov. Peyton

Było źle i to bardzo. Nie miałam pojęcia, jak nas wyciągnąć z tej sytuacji. Cheryl krwawiła, a Bram dopiero zaczął odzyskiwać przytomność. W dalszym ciągu wilkołaki przyciskały nas do podłogi. Poza tym nic innego nie robili.

- Długo jeszcze będziemy tak czekać? Nudzi mi się.- Zaczął marudzić wilkołak, który na mnie siedział.

- Tyle ile będzie trzeba.- Odparł ich lider, siedząc na fotelu.

- W tym tempie zdążyłbym się trochę zabawić z tą łowczynią.- Stwierdził, obrzydzając mnie.

- Ale nie będziesz. Mamy inne rozkazy.

- Dlaczego niby mamy się ich słuchać? Nie jesteśmy psami, by wykonywać czyjeś polecenia.- Odparował zły.

- Dość!- Powiedział poważnym głosem alfy, a ten nade mną momentalnie zamilkł i prychnął pod nosem.

Na powrót zapanowała cisza. Nijak mi pomogła w wymyśleniu jakiegoś genialnego planu. Nawet gdybym wydostałam się spod wilkołaka, to by mnie szybko sprowadzono do parteru. Dodatkowo posiadają pistolety. To znacznie utrudnia zadanie, ale nie mogłam się teraz poddać. Simon nas potrzebował.

Moje przemyślenia przerwało odgłos strzału. Dochodziło gdzieś z dolnego piętra. Wilkołaki poruszyły się niepewnie, patrząc na swojego lidera. Ten nasłuchiwał uważnie, ale nie padło więcej strzałów. Swój wzrok skierował na jednego ze swoich, który stał najbliżej drzwi.

- Wyjdź i sprawdź, co to było i czy to był jeden z naszych.- Rozkazał lider.

Tamten bez słowa wyszedł. Nie minęło dużo czasu, aż usłyszeliśmy kolejny strzał. Tym razem był znacznie bliżej. Dochodził z tego piętra. Wilkołaki wyglądały na zdenerwowane.

- Ich przyjaciele musieli się jakoś uwolnić i są teraz tutaj.- Prychnął jeden z nich.

- W takim razie ich przywitamy.- Stwierdził lider.

Wstał on z fotela, przeładował broń i wycelował wprost w drzwi. Reszta postąpiła tak samo oprócz tych, którzy nas trzymali. Poruszyłam się niepewnie. Bałam się o swoich przyjaciół i również spoglądałam na drzwi. Niestety nie mogłam nawet krzyknąć przez tę taśmę na moich ustach. Miałam tylko nadzieję, że nic im się nie stanie.

Padła seria strzał, ale nie od strony drzwi a od okien. Odłamki szkła spadły na podłogę. Pięć wilkołaków osunęły się na ziemię bez życia. Zapanował prawdziwy chaos. Drzwi zostały wyłamane i ponownie usłyszałam strzały. Poczułam ciężar przez zabitego mężczyznę, który na mnie siedział. Poruszyłam ciałem tak, żeby go z siebie zrzucić. Udało się. Jednakże nie wstawałam, dopóki się nie uspokoi. Nie chciałam mieć w sobie kulki.

Nie czekałam długo. Ktoś szybkim krokiem podszedł do nas i rozciął nam więzy. Sprawnym ruchem pozbyłam się taśmy z ust. Podniosłam się do siadu i zaraz potem stanęłam. Moi przyjaciele zrobili to samo. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Kayla'ę, siostrę Thomasa.

- Nic wam nie jest? - Spytała.

- Moja przyjaciółka jest ranna.- Wskazałam na Cheryl.

- Opatrzę ją.- Odezwał się głos za nią. Był to Will.

- Jest z wami Simon? - Zapytał przejęty Bram.

- Tak, jest na zewnątrz bezpieczny.

Po tych słowach mój przyjaciel wybiegł z pomieszczenia jak szalony. Ulżyło mi. Simonowi nic już nie groziło. To dobrze. Will w tym czasie opatrywał Cheryl. Szło mu to zwinnie, więc szybko zakończył swoje zadanie.

- Stąd wiedzieliście, że tu jesteśmy?- Zapytałam zdziwiona.

Thomas nie dzwonił do swojej siostry. Nie chciał jej narażać na niebezpieczeństwo. W dodatku kobieta już od dłuższego czasu nie polowała. Postanowiła przestać być łowczynią. Dlatego jej niepokoiłyśmy, a w szczególności, gdy jej życie ułożyło się pomyślnie.

- Dostałam cynk od starego przyjaciela, że macie kłopoty, więc zebrałam swoich starych przyjaciół i ruszyłam, by wam pomóc. Później o tym dokładnie pogadamy. Muszę znaleźć mojego brata.

- Pomogę Ci. Jestem sprawna, przydam Ci się.- Powiedziałam, a Kayla uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową.

- Cheryl pójdzie ze mną. Nie może walczyć z tą nogą.- Zdecydował Will.

- Ich jest dużo. Potrzebujecie więcej ludzi do walki.- Odparła rudowłosa.

- Bez obaw. Mamy znaczną przewagę nad nimi. Ktoś nam dodatkowo pomaga. Żaden nasz wróg nie wyjdzie stąd żywy.- Rzekła siostra Thomasa z dziwnym błyskiem w oku.

Nie mówiliśmy nic więcej. Wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się na dół. Wyjście z budynku zajęło nam trochę czasu, ale na zewnątrz zobaczyłam swoich przyjaciół. Bram wtulał do siebie mocno Simona. Kevin siedział przy Willu, który opierał się o bok samochodu. Blaine z kolei gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł do mnie i przytulił. Nie widziałam tylko Thomasa, Toni i Dylana.

- Jak dobrze, że nic Ci nie jest.- Odparł z ulgą Blaine, na co uśmiechnęłam się nieznacznie.

- U Ciebie zapewne było gorzej, sądząc po tym, że wyglądasz, jak doktorek ubryzgany krwią.

- E tam, nie było tragedii. - Machnął ręką mężczyzna.

Widziałam po jego spojrzeniu, że to było coś poważnego, ale nie chciał mi tego wyjawić. Nie postanowiłam w to wnikać. To nie czas teraz na to. Gdy w końcu się stąd zabierzemy, to wtedy porozmawiamy.

- Jesteśmy gotowi. Nico ustawił się na dachu. Austin czeka w pobliżu magazynu wraz z wilkołakami. Jesteśmy gotowi.- Odezwała się Piper. Znałam ją głównie z widzenia.

- Dobrze, w takim razie ruszajmy. - Zdecydowała Kayla.

- Z wilkołakami? - Zapytałam w biegu. Blaine dorównywał mi kroku.

Nie wiedziałam, że siostra Thomasa również złamała zasady i zadaje się z jakimiś wilkołakami. Nie spodziewałabym się po niej czegoś takiego. Wydawała się taką osobą, która zawsze trzyma się przepisów, a nie odwrotnie.

- Dokładnie ze stadem Scotta, brata Dylana.-Odparła Kayla.

Zdziwiło mnie to mocno, że brat Dylana również tutaj jest. Nigdy go jeszcze nie spotkałam i nie miałam pojęcia, że poznamy się w takich okolicznościach. Jednakże cieszę się, że teraz mamy dużą przewagę.

Sąsiedzi /DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz