Rozdział 8

251 15 0
                                    

Pov. Bram

Obudziłem się z silnym bólem głowy. Bardzo powoli dochodziłem do siebie. Zorientowałem się, że siedziałem na krześle. W dodatku czułem jak moje ręce, tułów i nogi są związane. Nie byłem w stanie nimi poruszyć. Węzy były zbyt mocno zawiązane. Nie otwierałem jeszcze oczu, żeby się nie zdradzić. Lepiej jest się najpierw zorientować w sytuacji, zanim zacznę jakoś działać. Niestety ciągły ból głowy dawał o sobie znać. Czym ja dostałem? Nagle skuoiłem swoją uwagę na czymś innym. Słyszałem jakieś głosy niedaleko mnie. Chwilę mi zajęło zrozumienie ich.

- odbiło Ci?! Czemu walnąłeś go kamieniem?! - to był krzyk Cheryl.

No to już wiem, dlaczego głowa mnie tak boli.

- spanikowałem. On wie, że jesteśmy wilkołakami. - odpowiedział zestresowany Simon. - i to on pierwszy we mnie rzucił, więc w sumie to mu oddałem ten kamień.

- skąd tak się szybko zorientował? - zapytała ze zdziwieniem Toni. Jak narazie słyszałem trzy osoby, ale nie mogłem mieć pewności, czy nie ma ich tam więcej.

- to łowca. - oznajmił chłopak. - mieszkamy naprzeciwko łowców.

Przez chwilę ponowała grobowa cisza, która niedługo potem została przerwana.

- no to pięknie się wpakowaliśmy. Jeszcze łowców nam brakuje. - odparła Topaz.

- zabijmy go i po sprawie. - usłyszałem beznamiętny głos Blaine. Trochę się wystraszyłem.

- nikt go nie zabije. Nie jesteśmy tacy.- tym razem głos zabrał Dylan, który najprawdopodobnie dopiero wszedł do pomieszczenia. Domyśliłem się, że to on musi być alfą w tym stadzie. Jest ich jednak o wiele więcej w pomieszczeniu niż się spodziewałem. Było całe stado.

Delikatnie otworzyłem powieki i od razu je zamknąłem. Zamrugałem kilka razy i po chwili widziałem już normalnie. Przed sobą widziałem piątkę wilkołaków. Serce zabiło mi szybciej. Wiedziałem, że mam kłopoty. Ogromne kłopoty.

- o już się obudził. - oznajmiła Toni i podeszła do mniee bliżej. - jak się czujesz? Nie masz wstrząśnienia mózgu? - zwróciła się do mnie. Głos miała zmartwiony, ale nie dałem się na to nabrać. To pewnie kolejna ich gra.

- A co Cię obchodzi mój los? - zapytałem niezbyt miło.

- może trochę grzeczniej. - wkurzyła się Cheryl.

- uspokój się kochanie. Ma prawo być zły, po tym co się stało.

- nie zrobimy Ci krzywdy. - Głos zabrał Dylan. - nie jesteśmy źli. Potrafimy nad sobą panować.

- A w czasie pełni? - zapytałem podejrzliwie. Doskonale wiedziałem, co potrafi zrobić wilkołak w tym czasie.

- tak. Zresztą wtedy wam pomogliśmy.- stwierdził. Tym stwierdzeniwm zbił mnie z tropu. Pomogli nam? Jakim cudem?

- niby jak?

- wilkołaków było więcej niż wam się wydawało. Zresztą uratowałem jednego z was przed śmiercią. - odpowiedział. - Thomas prawie zginął tamtej nocy.

- nie mówił mi o tym. - Thomas był takim typem człowieka, że nie chciał zamartwiać innych swoimi problemami. Wolał je przemilczeć. Miałem ochotę teraz zdzielić swojego przyjaciela przez łeb. To była poważna sytuacja.

- pewnie nie było to dla niego zbyt istotne. Łowcy tak jak wilkołaki giną cały czas. - stwierdziła Cheryl.

- wracając do tematu. Nie chcemy Ci i reszcie twoich przyjaciół zrobić krzywdy. Możemy być sojusznikami.- to nie był głupi pomysł, ale nie mogę o tym sam decydować. Zresztą nie jestem pewiem czy mówią prawdę. A co jeśli kłamią? Nie mogę być aż tak ufny wobec wilkołaków.

- wiecie, że sam tego nie zdecyduję. Muszę to obgadać z resztą. - oznajmiłem po krótkiej chwili namysłu. Miałem nadzieję, że teraz mnie wypuszczą i może obmyślę to wszystko z przyjaciółmi. Dopiero wtedy zdecydujemy, czy ich zabić czy może i nie.

- dostkonale to rozumiemy, ale nie możemy Cię puścić wolno. -  powiedział spokojnie O'brien. Mogłem się tego spodziewać.

Więc chcą ze mnie zrobić kartę przetargową? Może chcą nas zabić za jednym razem? Czy o to im chodzi? 

- to co ze mną zrobicie? - zadałem kolejne pytania.

- ja bym go przemienił. - odezwał się Blaine. Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie podobało mi się to. Boję się jak to się zakończy. Co jeśli moi przyjaciele ucierpią przeze mnie, tylko dlatego, że dałem się złapać? Byłem taki głupi.

- najpierw pogadamy na spokojnie, a później pomyślimy, jak to dalej rozegrać. Trzeba ich tu wszystkich ściągnąć. Najlepiej dla nas jakby nie mieli przy sobie broni. - oznajmił Dylan.

- no to do dzieła. - odezwała się Toni.

Szarpnąłem się mocniej, ale na nic to dało. Więzy były zbyt silnie zawiązane. Poczułem się bezradny. Nie potrafiłem niczego zrobić. Teraz dopiero żałowałem, że poszedłem do tego przeklętego lasu. Mogłem sobie dzisiaj go odpuścić, albo przynajmniej nie zapomnieć broni.

- Nie martw się. My naprawdę nie krzywdzimy ludzi. Nic wam nie zrobimy.- Z zamyślenia wyrwał mnie głos Simona. Dopiero teraz zorientowałem się, że zostaliśmy całkowicie sami.

- Wybacz, ale nie potrafię w to uwierzyć.- Odpowiedziałem chłopakowi. - Dlaczego mnie nie wypuścicie, skoro jesteście tymi dobrymi?

- My też nie potrafimy ufać łowcom. - Odparł po dłuższej chwili chłopak. - Skąd mamy mieć pewność, że nas nie zabijecie, jeśli Cię teraz wypuszczę?

Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. Było ono trafnie zadane. Właśnie, mamy prawo sobie nawzajem nie ufać. W końcu łowcy i wilkołaki się nie przyjaźnią, a jedynie zabijają, kiedy mają okazję. W tej chwili oboje jesteśmy w nieciekawej sytuacji. To od nas będzie zależało, jaki będzie jej koniec.

- Dlaczego mnie uratowałeś? Wtedy przed tym kojotem. - Spytałem zaciekawiony. Robiąc to, zaryzykował wszystko, więc dlaczego?

- A dlaczego miałbym tego nie robić? - Odpowiedział pytaniem, marszcząc brwi. Wyglądał teraz naprawdę słodko. - Potrzebowałeś pomocy. Zresztą polubiłem Cię i nie chciałem twojej śmierci.

Serce zabiło mi szybciej w piersi. On mnie naprawdę lubi? W sumie też go lubiłem i nadal lubię. Nie widzę w nim krwiożerczej bestii, a uroczego chłopca. W tym samym czasie nasunęło mi się kolejne pytanie.

- Co robiłeś w lesie? - Chłopak momentalnie wyglądał na bardziej zakłopotanego. - Śledziłeś mnie?

- Nie specjalnie! - Od razu obronił się chłopak. - Miałem patrol i tak się natknąłem na Ciebie. Byłem ciekawy, dlaczego jesteś sam w lesie, więc...

- Śledziłeś mnie. - Stwierdziłem z uśmiechem, a Simon oblał się rumieńcem.

- No może trochę... Ale na dobre to wyszło! Przynajmniej żyjesz. - Odparł ożywiony.

- W takim razie dziękuję Simon. Uratowałeś mi życie. - Powiedziałem szczerze. Zaczynałem zmieniać o nim zdanie. Jest naprawdę w porządku. Może jednak to stado nie jest wcale takie złe?

- Nie ma sprawy. - Mruknął zawstydzony, a potem spojrzał mi głęboko w oczy. - Przepraszam za to wszystko. W szczególności za to, że rzuciłem w Ciebie kamieniem.

- W porządku. Tak się stało i już nic z tym nie poradzimy. Ale następnym razem staraj się rzucać lżej. Nieźle mi nim przywaliłeś.- Odparłem z uśmiechem.

- Postaram się. - Chłopak odwzajemnił uśmiech.

Chyba wpadłem w poważne kłopoty i to nie te, w których jestem teraz. Zaczynam powoli zakochiwać się w tym uroczym chłopcu, a nie powinienem! Chociaż... Ach sam już nie wiem. To zbyt skomplikowane.

Sąsiedzi /DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz