Leżałam na swoim łóżku, starając się zignorować hałas, który rozprzestrzeniał się na całą kamienicę. Chciałam odpocząć przed pierwszym dniem wykładów, ale sąsiedzi mieli chyba inne plany. Z westchnieniem wstałam i przeszłam przez łazienkę, która dzieliła moją sypialnię od sypialni Alice. Skoczyłam na jej łóżko z jękiem.
- Przysięgam, że zaraz tam zejdę.
- O co zakład, że to ten chłopak z uczelni? - zaśmiała się Alice, totalnie nie podzielając mojego zirytowania. Jak mam być nastawiona pozytywnie do ludzi, kiedy wszyscy dookoła mnie tak wkurwiali.
- Nie chcesz iść, do niego i zapytać, czy mogą być trochę ciszej? - zapytałam krzywiąc się lekko. Przyjaciółka chwilę nad tym myślała, po czym ściągnęła laptopa z kolan i ruszyła do wyjścia. - Jesteś najlepsza! - krzyknęłam za nią. Naprawdę była najlepsza. Gdybym ja musiała tam zejść, spaliłabym się ze wstydu. Nie przeżyłabym trzeciego spotkania tego samego dnia z Willem, zakładając, że poprzednie dwa słabo nam poszły.
Wstałam z łóżka Alice i przeszłam do salonu. Z racji tego, że razem z Lopez należałyśmy do bogatych rodzin, nasi rodzice nie pozwolili nam wybrać mieszkania, które by na to nie wskazywało. Okna od podłogi do sufitu, nowoczesna kuchnia, sypialnie wielkości małego mieszkania, salon z wielką, czarną, skórzaną kanapą i fotelami do kompletu oraz telewizorem dłuższym od mojego ciała. Nigdy nie zależało mi na tym wszystkim. Pewnie dlatego, że nie miałam okazji się tym cieszyć, kiedy na głowie miałam wiele ważniejszych rzeczy od docenienia ciuchów od projektantów. Teraz gdy mam na to czas, czuje jak robi mi się niedobrze, gdy tylko o tym myślę. Ten przepych przypomina mi jedynie o osobach, takich jak moja matka. Osobach, które stać na wszystko. I nie chodzi tutaj tylko o wydawanie pieniędzy.
Myśląc o tym jak bardzo bezużyteczna jest nam tutaj złota zastawa, zaczęłam robić sobie kawę z ekspresu. Byłam od niej uzależniona. Nie dlatego, że mi smakowała tylko dlatego, że musiałam ją pić, kiedy uczyłam się po nocach. Teraz nie mogę bez niej żyć. Mój organizm za bardzo się do niej przyzwyczaił.
Siedząc tak w samotności, pijąc kawę, w końcu uświadomiłam sobie, że Alice jeszcze nie wróciła. Nie było jej dobre kilkanaście minut, co zdecydowanie było za długim czasem na wymianę paru zdań z sąsiadem. Bez zastanowienia zostawiłam w połowie wypitą kawę i ruszyłam do wyjścia. Miałam tylko nadzieję, że Lopez nie zrobiła tego co zawsze. Zaczęłam schodzić po schodach, przy okazji wymijając ludzi, którzy tak po prostu stali na klatce. Podeszłam do drzwi, z których kilka godzin temu wyszedł Will i zapukałam w nie. Było to mocno żenujące z racji tego, że ze środka było słuchać głośną muzykę i rozmowy, więc napewno nikt mnie nie usłyszał. Złapałam za klamkę, czując się jeszcze gorzej, wchodząc na imprezę w za dużym swetrze, dresach i kapciach misiach. Zaczęłam rozglądać się za przyjaciółką w każdym pomieszczeniu. W końcu weszłam do salonu, w którym okropnie śmierdziało trawą. Nie byłam wielką przeciwniczką narkotyków, bo wiele razy pozwalały mi przetrwać spotkania towarzyskie mojej matki, ale teraz czułam ogromną irytację, która dodatkowo wzrosła, gdy zobaczyłam Alice, która jak gdyby nigdy nic piła właśnie szota z Willem. Odrazu podeszłam do świetnie bawiącej się pary.- Alice, serio? - zapytałam na tyle głośno, żeby usłyszała mnie bez muzykę.
- Oo Sophie, jesteś. Cudownie. Ten twój Will to równy gość. Zaprosił mnie i przedstawił swoim znajomym. - mówiła podekscytowana. Przeniosłam wzrok z przyjaciółki na chłopaka, który wydawał się lekko zaszokowany, ale i rozbawiony.
- No ciebie się tu nie spodziewałem. Skąd się znacie? - zapytał z uśmiechem. Przysięgam, że temu gościowi nie schodził uśmiech z twarzy na więcej niż trzy sekundy.
- Tak się składa, że razem mieszkamy, a Alice przyszła poprosić, żebyście byli trochę ciszej. Ale widzę, że chyba hałas przestał ci przeszkadzać. - zwróciłam się do przyjaciółki, na co się tylko zaśmiała.
CZYTASZ
Friable
RomanceKażdy uwielbia słońce. Kojarzy się ono ze szczęściem, a jego blask i ciepło jest czymś, za czym ludzie tęsknią, kiedy go zabraknie. Słońca nie obchodzą ludzie. Słońce świeci dla samego siebie. Ona była bardziej jak rażąca lampa. Świeciła wtedy kiedy...