Sophie
Nigdy nie byłam w klubie. Nie miałam wcześniej takiej możliwości, żeby wybrać się ze znajomymi do takiego miejsca. Moja matka kontrolowała mnie na każdym kroku i to ona decydowała o moim życiu, dlatego grzecznie siedziałam w domu, ucząc się i opuszczając moje cztery ściany tylko wtedy, kiedy ona tego chciała. Więc kiedy zobaczyłam budynek z ciemnej cegły i wielki niebieski neon zaraz nad wejściem, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak obco jak teraz. Nie odstępowałam Grace, Willa, Liama i Alice nawet na krok. Właściwie to gdy tylko wysiadłam z auta Lee, złapałam Davies pod rękę i nie puszczałam jej.
Czekałam, aż podejdziemy bliżej i staniemy w wielkiej kolejce na zewnątrz. Jednak reszcie się nie spieszyło. Staliśmy na parkingu i czekaliśmy, aż Liam, który opierał się o swój samochód, wypali papierosa. Między resztą wywiązała się jakaś konwersacja, której nie słychałam. Nie mogłam się skupić. Wreszcie miałam zamiar zrobić coś nowego i nie mogłam być bardziej podekscytowana.
Czułam się jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Nie mam pojęcia, dlaczego tak było. Wiedziałam na czym polegają imprezy w klubach. Dużo ludzi, jeszcze więcej alkoholu i muzyka. To nie było nic nadzwyczajnego, ale w aktualnym stanie mojej psychiki nie mogłam być szczęśliwsza. Czułam, że właśnie zaczęło się moje życie. W wieku dziewiętnastu lat, poczułam że żyję. Nie chodziło o to, że tak bardzo pragnęłam doświadczyć dobrej imprezy. Chodziło coś więcej. O coś mniej materialnego jak impreza, a bardziej symbolicznego. Bo ten klub był symbolem. Był czymś kiedyś dla mnie zakazanym. Kiedyś bo teraz mogłam robić co żywnie mi się podoba i to sprawiło, że poczułam się żywa.
Nie mogłam nawet myśleć o Danie. Nie dlatego, że przygnębiało mnie to. Nie, nie mogłam o nim myśleć, bo wydawał mi się aktualnie stratą czasu. Moje myśli zaprzątały jedynie możliwości, jakie zyskałam poprzez uwolnienie się od Madeline, bo dopiero widząc ten klub, zrozumiałam ile ich mam. Mogłam zrobić wszystko, co kiedyś doprowadziłoby ją do szału, gdybym tylko o to zapytała. W s z y s t k o. I przez to czułam się szczęśliwa. Jakbym zyskała skrzydła, albo drugie serce, które zaczynało właśnie bić, bo moje stare umierało.
Wiedziałam, że odcięcie się od całej mojej przeszłości, nie będzie takie łatwe. Wiedziałam, że już jutro będę skrawkiem siebie przez tą przeszłość, ale teraz trzymałam się tego co zyskałam. Nie liczyło się dla mnie to co straciłam, żeby dostać wolność, a straciłam większość siebie. Nie teraz. Teraz czułam, jakbym znajdowała się w najpiękniejszej wizji rzeczywistości, o której jeszcze nie dawno tylko śniłam. Żyłam w świecie możliwości, wolnej woli i wizji, które mogą się spełnić.
Mogła to być sprawka alkoholu i trawy, ale chciałam z tego skorzystać jak najszybciej się dało. Plus czarna sukienka, która dała mi Alice, była dość mocno skąpa, a moja skórzana kurtka nie należała do najcieplejszych.
Reszta moich kompanów niestety nie podzielała mojego pośpiechu.
- Nie możemy stanąć w kolejce i tam skończysz swojego papierosa? - zapytałam Liama, odwracając wzrok od budynku przed nami i spoglądając na niego. Chłopak właśnie zaciągał się papierosem, a jego usta rozciągnęły się w uśmiech. To był pierwszy raz, kiedy uśmiechał się patrząc na mnie. Właściwie to nie widziałam, żeby uśmiechał się do kogokolwiek, kto nie był Grace. Nie wiem co było we mnie takiego śmiesznego, ale chłopak pokręcił głową z rozbawieniem, kiedy posłałam mu ponaglające spojrzenie.
- Myślisz, że będziemy stać w tej kolejce? - odpowiedział pytaniem na pytanie, szczerze rozbawiony. Patrzyłam na niego, nie mając pojęcia, o co mu chodzi.
CZYTASZ
Friable
RomanceKażdy uwielbia słońce. Kojarzy się ono ze szczęściem, a jego blask i ciepło jest czymś, za czym ludzie tęsknią, kiedy go zabraknie. Słońca nie obchodzą ludzie. Słońce świeci dla samego siebie. Ona była bardziej jak rażąca lampa. Świeciła wtedy kiedy...