Nicolas
Minęło pare godzin, odkąd wróciliśmy do mojego domu, a ja nie zmrużyłem jeszcze oczu. Nawet o tym nie myślałem. Siedziałem na kanapie w salonie i opierałem się o swoje kolana, przyglądając się szklance z ciemnobrązową cieczą w moich dłoniach. Otaczał mnie półmrok, a jedynym źródłem światła była mała lampka, świecąca się w korytarzu po drugiej stronie pomieszczenia.
Na końcu tego korytarz w swojej sypialni spała Sophie. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że udało się jej zasnąć. Musiała w końcu opaść z sił i odpłynęła. Tak przynajmniej przypuszczałem, bo nie widziałem jej, odkąd zaniosłem ją do łóżka. Nie mogłem patrzeć na nią, kiedy była w takim stanie, wiedząc, że jest on spowodowany w dużej części przeze mnie. Nie mówiła nic, wyglądała, jakby prawie nie oddychała, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tylko łzy cały czas spływały po jej skroniach. W końcu musiała opaść z sił.
Chciałbym, żeby to samo przytrafiło się mnie, ale wiedziałem, że nie mogę na to liczyć.
Nie miałem pojęcia, ile dokładnie minęło, odkąd trzęsącymi się rękami wyciągnąłem szklankę razem z karafką, wypełnioną whiskey i usiadłem na tej kanapie. Nie wiedziałem, gdzie jest mój telefon, więc nawet nie mogłem sprawdzić godziny. Jednak nie miałem zamiaru go szukać. Byłam za bardzo zajęty odtwarzaniem w myślach dzisiejszego wieczoru. Albo wczorajszego? Możliwe że było po północy, ale tego też nie wiedziałem.
Cały czas myślałem o tym, co mogłem zrobić inaczej. Mogłem zacząć szukać Sophie, gdy tylko straciłem ją z pola widzenia. Mogłem wywarzyć te pieprzone drzwi, zamiast szukać kluczy. Oszczędziłbym jej dodatkowych dwóch minut męki. Mogłem też zignorować Madeline, kiedy mnie zatrzymała. Mogłem przede wszystkim wymyśleć lepszy plan i nie dopuścić do tego, żeby ona musiała przebywać w tym samym pomieszczeniu co on. Mogłem zrobić tyle rzeczy, ale żadna z nich się nie wydarzyła i to przeze mnie Sophie na kilka godzin umarła.
Nie mogłem wybaczyć sobie jej cierpienia i wiedziałem, że nigdy tego nie zrobię. Nie kiedy widziałem moją reakcję.
Nie kiedy znowu zareagowałem za późno.
Nie kiedy widziałem w Sophie kogoś innego.
Kogoś kto również kiedyś cierpiał, a ja nic z tym nie zrobiłem.To właśnie dlatego sięgnąłem po alkohol. Chciałem, żeby moje ciało przestało się trząść. Chciałem, żeby ból który przynosił mi każdy ruch zniknął. Chciałem, żeby moje myśli zniknęły. Udało mi się w większości. Moje ciało już nie dygotało niekontrolowanie, a poruszanie się nie przynosiło agonii. Tylko moja głowa nie dawała mi spokoju.
Siedziałem w tej samej pozycji, co jakiś czas biorąc łyk palącej cieczy, nie mogąc się otrząsnąć. Ten ból był nie do zniesienia. Jeszcze nigdy nie nienawidziłem się tak bardzo jak teraz. Nie mogłem ze sobą wytrzymać. Chciałem oddzielić się od swojego ciała i umysłu. Chciałem być kimś innym. Kimś kto nie był mną pod każdym względem. Ale nie mogłem tego zrobić. Byłem uwięziony ze sobą w jednym budynku, pomieszczeniu, ciele i umyśle.
Pod jakimś względem chciałem być nieświadomy, tego co zrobiłem. Chciałem nie wiedzieć, nie zdawać sobie sprawy z tego, do czego dopuściłem. Ale z drugiej strony wiedziałem, że świadomość jest najlepszą i najgorszą karą w tym momencie. A teraz zasługiwałem na to. Bo nikt nie był w stanie mnie tak poniżyć i sprawić, że zapragnę zniknąć z powierzchni Ziemi jak ja sam.
Byłem tak pogrążony w nienawiści do samego siebie, że prawie nie zauważyłem, jak Sophie wybiega z korytarza po mojej prawej i z impetem wpada do łazienki.
CZYTASZ
Friable
RomanceKażdy uwielbia słońce. Kojarzy się ono ze szczęściem, a jego blask i ciepło jest czymś, za czym ludzie tęsknią, kiedy go zabraknie. Słońca nie obchodzą ludzie. Słońce świeci dla samego siebie. Ona była bardziej jak rażąca lampa. Świeciła wtedy kiedy...