Nicolas
Nie mogłem na nią patrzeć. To znaczy patrzyłem, ale nie znosiłem tego co widzę. Sophie latała po całym mieszkaniu, pijąc, paląc, śmiejąc się i ogólnie dobrze się bawiąc. Przynajmniej tak to wyglądało dla kogoś, kto nie miał pojęcia przez co wczoraj przeszła. Czyli dla wszystkich oprócz mnie i Alice. Byliśmy jedynymi osobami, które w ogóle się nie bawiły. Lopez jeszcze udawało się uśmiechać i wchodzić w rozmowy z innymi na najgłupsze, nieważne tematy, mimo tego że z daleka można było zobaczyć, że tego nie chce. Ja nie dałem rady udawać. Nigdy nie lubiłem tego robić, ale czasem się zmuszałem. Dzisiaj jednak nie mogłem uśmiechać się i żartować, widząc ją.
Siedziała na kanapie naprzeciwko mnie, otoczona ramieniem Willa, a ja nie mogłem oderwać od niej wzroku mimo tego, że bolały mnie od tego oczy. Była pod wpływem alkoholu i trawy. Widziałem, że bardzo jej to odpowiadało. Siedziała rozluźniona, opierając się o Adamsa. Wcześniej próbowała udawać rozluźnioną, ale teraz na prawdę tak było. Skutecznie zajęła swoje myśli i nie musiała już udawać. Jednak to było tylko tymczasowe. Gdy zejdzie z niej wszystko, znowu wróci do sztucznej radości, której dała nam wcześniej pokaz. Istniała też opcja, że nie doprowadzi do swojego wytrzeźwienia. Tego się bałem. Jeśli do tego dojdzie, nie będę mógł z nią porozmawiać, tak jak teraz.
Próbowałem kilka razy odciągnąć ją na bok i dowiedzieć się, co ona do cholery odpierdalała, ale skutecznie mnie unikała. Raz prowadziła ciekawą konwersację z Grace, raz musiała skorzystać z toalety i raz potrzebowała sobie zrobić ode mnie przerwę. To były jej słowa. „Jesteś natarczywy. Muszę sobie zrobić od ciebie przerwę." Była to najdłuższa wypowiedź, którą do mnie skierowała dzisiejszego wieczoru.
Nie mogłem jej zmusić do rozmowy ze mną. Nie kiedy wszyscy tu byli. W towarzystwie mnie olewała i zajmowała swoją uwagę innymi. Jednak kiedy już nie będzie miała nikogo, do kogo mogłaby pójść, żeby nie słyszeć swoich myśli, ja tu będę i nie dam jej spokoju, dopóki nie porozmawia ze mną.
Chciałem tylko żeby odezwała się do mnie więcej niż dwoma zdaniami. Mogła mnie wyklinać, grozić mi, zapewniać, że nie potrzebuje pomocy, albo nawet spakować rzeczy i spróbować wyjść, na co bym nie pozwolił oczywiście, ale potrzebowałem od niej czegokolwiek. Wszystko było lepsze od tego, co właśnie się działo. Potrzebowałem, żeby na mnie spojrzała dłużej niż przez dwadzieścia sekund. To nie było dużo.
Nie mogłem zrozumieć, dlaczego się nie poddawałem i dlaczego byłem coraz bardziej wściekły, kiedy ona tego nie robiła. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, już dawno dałbym sobie spokój. Kiedy próbujesz komuś pomóc, a ten ktoś cię odpycha, zostaje tylko czekać, aż sam do ciebie przyjdzie. Ale ja nie mogłem czekać i patrzeć, jak ona wypiera z siebie to wszystko i próbuje się utopić w alkoholu. Bo właśnie to robiła. Piła drinka za drinkiem, co jakiś czas wlewając w siebie pełne kieliszki. A to wszystko w bardzo krótkim czasie. W zasadzie byłem zdziwiony, że jeszcze nie leży nie przytomna. Trawa i alkohol to złe połączenie, ale ona bardzo dobrze o tym wiedziała.
- Wszystko okej? - usłyszałem cichy głos Alice. Spojrzałem na dziewczynę obok mnie, która już wbijała we mnie swoje spojrzenie.
- Ze mną tak. - odpowiedziałem równie cicho, żeby reszta nas nie usłyszała. - Ale z nią raczej nie. - dodałem, spoglądając jeszcze raz na blondynkę, która właśnie zanosiła się śmiechem.
- Porozmawiamy z nią później. Nie przejmuj się. - westchnęła, na co przytaknąłem. Nie przejmować się? Jasne, nic prostrzego.
CZYTASZ
Friable
RomanceKażdy uwielbia słońce. Kojarzy się ono ze szczęściem, a jego blask i ciepło jest czymś, za czym ludzie tęsknią, kiedy go zabraknie. Słońca nie obchodzą ludzie. Słońce świeci dla samego siebie. Ona była bardziej jak rażąca lampa. Świeciła wtedy kiedy...