Rozdział kończy się w okropnym dla was momencie, więc proponuję poczekać, bo jeszcze dzisiaj dodam kolejny.Gdy mówiłam, że na pewno będę się stresować, nie spodziewałam się, że moje serce będzie chciało mi wyskoczyć z klatki piersiowej, ręce będą mi się trząść do takiego stopnia, że nie będę w stanie utrzymać w nich czegokolwiek, a pot który będzie po mnie spływał, zniszczy mój makijaż i poplami moją sukienkę.
Stałam przed domem Nicka, maszerując tam i z powrotem, starając się oddychać spokojnie. Próbowałam się skupić na moich nogach, które prawie w całości były przykryte ciemnozielonym materiałem. Przyglądałam się, jak z każdym krokiem jedna z moich nóg wyłaniała się przez rozcięcie, które kończyło się tuż pod moim biodrem. Byłam okropnie zdenerwowana i modliłam się, żeby świeże powietrze chociaż trochę ukoiło moje całe ciało. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło.
- Znalazłam coś, co może ci pomóc. - powiedziała Alice, wychodząc przez drzwi wejściowe ze szklanką wody w ręce. Zaraz za nią pojawił się Nick, ubrany w białą koszulę i garnitur w tym samym odcieniu zielonego, co moja sukienka. - Sprawdziłam skład i są tu chyba wszystkie uspokajające rośliny świata. - mówiła przejęta, podchodząc do mnie i wręczając mi szklankę i dwie zielone tabletki. - Powinno pomóc.
- Dziękuję. - szepnęłam, nie będąc w stanie wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku. Od razu zażyłam leki, modląc się, żeby zadziałały. Nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć Madeline, gdybym nie uspokoiła się do czasu spotkania z nią. Na chwilę obecną wyglądałam, jakbym była poważnie chora i nie było możliwości, żeby nie zainteresowała się moim stanem. Oczywiście nie obchodziłoby jej moje zdrowie, tylko to że Dan nawet nie spojrzy na mnie, jeśli będę wyglądała, jakbym umierała. Mógłby się przecież jeszcze zarazić.
- Może damy radę to jakoś przełożyć? - zapytał cicho Wilson, wpatrując się we mnie.
- Nie. - od razu odpowiedziałam. - Nie ma nawet takiej opcji.
- Nie chcę tego mówić, ale nie wyglądasz najlepiej. Może powiedzielibyśmy jej, że..
- Czy ty mnie słuchasz? - zapytałam, czując irytację. Już raz powiedziałam nie. Czego nie zrozumiał? - Madeline zmuszała mnie do wychodzenia w o wiele gorszym stanie, więc gówno ją będzie obchodzić moje złe samopoczucie. - westchnęłam wkurzona. Wyciągnęłam telefon z czarnej torebki na ramieniu i sprawdziłam godzinę. - Jeśli chcesz pomóc, to pakuj się do auta, bo musimy wyjeżdżać.
Chłopak patrzył na mnie z neutralnym wyrazem twarzy, nie ruszając się z miejsca. Po chwili ciszy w której patrzyliśmy się na siebie, pokręciłam głową, odwróciłam się w stronę Jaguara i ruszyłam do niego. Zobaczyłam, jak światła samochodu mrugają, na znak otwierania, zanim postawiłam drugi krok. W ciszy, zakłócanej tylko dźwiękiem moich szpilek, które stukały o kostkę, przeszłam przez parking i od razu wsiadłam do auta na miejsce pasażera. Usadowiłam się wygodnie, patrząc, jak Wilson rozmawia jeszcze przez chwilę z Alice, po czym również zmierza w stronę pojazdu. Chłopak bez słowa usiadł koło mnie, odpalił i wyjechał na ulicę.
Jechaliśmy w ciszy, która bardzo mocno przypominała mi nasze ostatnie spotkanie z Madeline. Tylko że tym razem nie była to aż tak niekomfortowa cisza. Przynajmniej dla mnie. Nie miałam siły na analizowanie jej, bo byłam zbyt zajęta, powtarzaniem wszystkich planów awaryjnych w myślach. Większość z nich sprowadzała się do kłamania i ucieczki, ale warto było sobie je przypomnieć.
Nie miałam pojęcia, co się ze mną stanie, jeśli jakimś cudem moja matka dowie się za wcześnie o naszym planie. Byłam jednak prawie pewna, że jeśli stanie się to dzisiaj, to Madeline zamknie mnie w jakimś pomieszczeniu do końca bankietu i rozprawi się ze mną, gdy już nikt nie będzie patrzeć. Miałam jedynie nadzieję, że uda mi się uciec w tym przypadku.

CZYTASZ
Friable
RomanceKażdy uwielbia słońce. Kojarzy się ono ze szczęściem, a jego blask i ciepło jest czymś, za czym ludzie tęsknią, kiedy go zabraknie. Słońca nie obchodzą ludzie. Słońce świeci dla samego siebie. Ona była bardziej jak rażąca lampa. Świeciła wtedy kiedy...