- A temu co jest? - zawołała Alice, gdy wchodziła do mieszkania.
- Komu? - zapytałam, dalej zdezorientowana sytuacją sprzed chwili.
- Właśnie minęłam Nicka na klatce. - odpowiedziała, odkładając siatkę z zakupami na wyspę. - Ledwo mnie zauważył i wyglądał, jakby był wkurzony. Znowu się pożarliście? - zapytała zrezygnowana.
- Nie, nie pożarliśmy się.- odpowiedziałam, wywracając oczami.
- Mogłabyś być dla niego milsza. - westchnęła. - Pomaga ci i przejmuje się tobą.
- On? Mną? - zaśmiałam się. - Jedyne czym się przejmuje, to tym jak mnie wkurwić.
- Soph, gdyby tak nie było, to nie siedziałby tu dzisiaj, ani nie zajmowałby się tobą wczoraj. - Oparła się o jasny marmur, wbijając we mnie intensywne spojrzenie.
- Co masz na myśli mówiąc "zajmował"? - spięłam się i poczułam, jak moja dłoń lekko zaciska się na kubku z kawą.
- Możesz nie pamiętać, ale chciał cię zawieść do szpitala, pilnował żebyś nie zasnęła z głową do tyłu, dopóki nie przestała ci lecieć krew z nosa, w nocy co jebaną godzinę zmieniał ci okłady i pilnował, żeby nic ci się nie stało, gdy ja byłam na uczelni. Więc mogłabyś być dla niego milsza. - skończyła wkurzona. Siedziałam z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w przyjaciółkę, nie wiedząc, co mogłabym odpowiedzieć na coś takiego.
Nie mogłam uwierzyć, że Nick zrobił to wszystko. Ale musiała być to prawda. Alice nigdy by mnie nie okłamała. Patrząc na nią i to jak bardzo była zirytowana, nie miałam już wątpliwości, że mówi prawdę. Wiedziałam, że moja upartość ją wkurza, ale nigdy nie patrzyła na mnie w taki sposób. Jakby z wielką przyjemnością uderzyłaby moją głową w coś twardego, żebym zmądrzała. Wiedziałam, że nigdy by tego nie zrobiła. A gdyby jednak się to stało, ten gest przepełniony by był miłością i troską. Głupia wizja, ale mogłam sobie wyobrazić, że robi to dla mojego dobra.
- Naprawdę nie wiem co mam powiedzieć. - powiedziałam cicho.
- Mogłabyś zacząć od podziękowań dla Wilsona. - powiedziała spokojniej, a z jej twarzy zniknęła część negatywnych emocji.
- Podziękowałam mu, zanim no wiesz... - mówiłam cicho, zdając sobie sprawę z tego, jak okropnie się zachowywałam. Przez moment w mojej głowie zagościła myśl, która sprawiła, że zatrzymałam się w trakcie odkładania kubka na stolik.
Jaka matka taka córka.
Moje gardło zacisnęło się boleśnie. Opadłam na kanapę, a łzy momentalnie pojawiły się w moich oczach. Usłyszałam kroki i zaraz Alice opadła na miejsce koło mnie.
- Nie będę cię przepraszać za mówienie prawdy. - powiedziała łagodnie.
- Nie, nie możesz za to przepraszać. Nawet nie próbuj. - zaśmiałam się łagodnie. - Nie dlatego jest mi przykro. Twoje słowa tylko uświadomiły mi, że nie daleko pada jabłko od jabłoni.
- Ty chyba sobie żartujesz. W żadnym stopniu nie jesteś do niej podobna.
- Jestem dla niego wredna, mimo tego jak bardzo mi pomaga. Robi wszystko idealnie, tak jak go o to poprosiłam, a ja zachowuję się okropnie.
- To że to mówisz świadczy o tym, że ani trochę siebie nie przypominacie. Ona nigdy by się nie przyznała do tego. Boże, ona nawet tego nie widzi. To sprawia, że jest złą osobą. Nie widzi swojego zachowania, jako krzywdzącego.
CZYTASZ
Friable
RomantizmKażdy uwielbia słońce. Kojarzy się ono ze szczęściem, a jego blask i ciepło jest czymś, za czym ludzie tęsknią, kiedy go zabraknie. Słońca nie obchodzą ludzie. Słońce świeci dla samego siebie. Ona była bardziej jak rażąca lampa. Świeciła wtedy kiedy...