Rozdział 21: Codzienność

660 28 9
                                    


Mieszkanie w apartamencie oddaliło nas jeszcze bardziej. On - jak to mężczyzna, który dostał kosza, starał się na mnie mścić, pokazując mi każdego dnia, że jestem bez niego bezwartościowa. A ja, przez ostatnie dni nie mogąc wyjść z jego mieszkania porostu miałam coraz gorszy nastrój.

Jak dobrze, że mieliśmy tu zostać jeszcze tylko jeden dzień, bo chyba bym nie wyrobiła.

Z rana przyszedł do nas ojciec Aidena porozmawiać o interesach, więc zostałam wysłana do sypialni, aby nudzić się jeszcze bardziej.

Kiedy w końcu sobie poszedł okazało się, że wraz z nim zniknął i Aiden. Na szczęście dla mnie przed wyjściem zostawił karteczkę: Idę do pracy, możesz dzisiaj wyjść i pozwiedzać sobie miasto - ochroniarz wie. A.

Zamiast się skupić na docenieniu możliwości wyjścia, pomyślałam sobie, że fajnie ma, że sobie może pracować.

Do tej pory nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo stęskniłam się za pracą. Westchnęłam, a następnie zaczęłam przygotowywać się na przygodę w Nowym Jorku. Sęk w tym, że w międzyczasie samo słowo przygoda zaczęło mi przypominać o moim pobycie w szpitalu, więc zmieniłam zdanie.

Najchętniej zostałabym w domu, ale z drugiej strony, mając taki przywilej szkoda by było nie skorzystać. Mogłam zobaczyć Statuę Wolności, którą właściwie już kiedyś widziałam albo Empire State Building, pójść do jakiejś miłej restauracji lub pozwiedzać Brooklyn, który nadal wydawał mi się jakimś antropologicznym fenomenem, ale zdecydowałam się na najgorszy możliwy wybór - czyli pracę Aidena.

Dlaczego? Stwierdziłam, że skoro tęsknię za pracą, to mu powiem, żeby mi ją przywrócił. Na moją prośbę załatwił mi naprawdę korzystny urlop zdrowotny - na pół roku - spowodowany rzekomą depresją, ale już mnie męczył ten brak pacjentów, sądziłam, że jestem gotowa, aby ich znowu prowadzić.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy stałam przed jego biurkiem, objaśniając mu cel mojej wizyty oraz podając wszelkie możliwe uzasadnienia, a on opowiedział mi beznamiętnym głosem:

- Nie.

Hola! Hola! Nie taki był plan.

Dlaczego nie?

Spojrzał na mnie jak na głupią:

- Jakby ci to kulturalnie wyjaśnić. - podrapał się po brodzie palcem wskazującym jakby naprawdę się zastanawiał nad odpowiednim doborem słów - Terapeutka, która miała problem z kontrolą własnego smutku i przedawkowała tabletki na depresje nie powinna przyjmować pacjentów. Nie mówiąc o tym, że sama powinnaś rozpocząć leczenie farmakologiczne, tylko może pod okiem osoby, która się na tym zna.

Chodziło mu o niego. Niech nie myśli sobie, że zgodzę się na to, aby mnie naćpał i ubezwłasnowolnił. O nie.

- A wal się - naburmuszyłam się niczym małe dziecko. - Jak zwykle mnie nie wspierasz.

Odchylił się uradowany z jakiegoś powodu. A może to był śmiech wyrażony absurdem moich wypowiedzi?

- Uważasz, że po tym jak powiedziałaś mi, że mam sobie nie robić nadziei, powinienem cię wspierać? A może mam cię wspierać w twojej głupocie i jako certyfikowany psychiatra mam dopuścić do patologicznej sytuacji?

- Jestem od ciebie uzależniona finansowo - zmarszczyłam brwi, mając nadzieję, że chociaż ten argument do niego przemówi.

- To idź sobie pracuj do sklepu. Nie będziesz prowadzić pacjentów w swoim stanie i myślę, że wyrażam się jasno. - podniósł nieznacznie ton i spojrzał się na mnie surowo. - Dobra, powiedz mi czego potrzebujesz to ci kupię. Ubrania? Kosmetyki?

Psychopata (Gaslighter) [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz