Rozdział 25: Południe na północy

743 34 4
                                    


Aiden nie rzucał słów na wiatr. Dał mi jeden dzień oddechu zanim zaczął skutecznie łamać moją wolę.

Kiedy dwa dni po przyjęciu wstałam, udałam się do salonu gdzie zobaczyłam rozstawione walizki. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się co to może oznaczać.

Czy bardzo mam przerąbane, czy tylko trochę.

Nie słynęłam z cierpliwości, więc udałam się do jadalni, gdzie spodziewałam się spotkać Aidena. Siedział sobie w swoich szarych spodenkach sportowych, jak gdyby nigdy nic czytając gazetę.

- Hej - odparłam lekko przestraszona, opierając się na framudze. Nie śmiałam nawet podejść bliżej co skutecznie zaburzyło mi widoczność całego pomieszczenia. Miałam ogląd jedynie na szczyt stołu.

- Hej Ave, wejdź. - odparł miękkim, radosnym głosem.

Ave i miękki, radosny głos Aidena. Przeżegnałam się, wierząc, że to co wykombinował to jakaś matryca śmierci czy coś podobnego.

Stałam w miejscu przestraszona niczym dzieciaczek.

- No chodź, mamy gości. - odparł, a następnie popił swoją ukochaną czarną kawę. Mógł ją pić bez przerwy.

Paradowałam w piżamie, a my mieliśmy gości. Cudownie. Przez jakiś czas - zgodnie z jego życzeniem, rzeczywiście schodziłam na śniadanie ubrana, ale w ramach zemsty zaprzestała tego rytuału. Teraz się to na mnie zemściło - tym bardziej, że moja piżama składała się z crop topu i krótkich spodenek.

- Dzień dobry Aveline. - usłyszawszy jeden z najbardziej znienawidzonych głosów w moim życiu, postanowiłam w końcu przekroczyć próg pomieszczenia.

Nie mogło być. Kurwa. Nie. Spojrzałam nienawistnie nie Aidena, który się uśmiechnął. W jego oczach błyszczały się wypowiedziane przez niego podczas balu słowa: A nie mówiłem, że cię złamię.

Grał nieczysto. Bardzo nieczysto. A do tego uśmiechał się tym głupkowatym uśmiechem zwycięzcy. Przysięgam, że kiedyś naprawdę zdecyduję się go zabić i ukręcę mu ten jego durny łeb.

Niech sobie tylko te raszple pojadą i pozbędę się świadków, a zaatakuję chociażby bez planu.

- Nie przywitasz się? - drugi znienawidzony głos.

Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że to nie działo się na prawdę.

- Dzień dobry - w końcu powiedziałam sztywno.

- No pięknie się ubrałaś. - rzuciła właścicielka pierwszego głosu. Ciotka Aidena - Barbara.

- Jak dziwka - dodała właścicielka drugiego głosu, jej córka - Polly.

Polly i Barbara Atwood. Kuzynka i ukochana ciotka Aidena. Czasami je spotykałam i za każdym razem przywalały się do mnie o byle gówno, jednocześnie wychwalając Aidenka pod niebiosa.

Tylko dlatego, że przyszłam na śniadanie w piżamie dla panienek Atwood byłam dziwką. Dzień rozpoczynał się pięknie. Już nawet Aiden miał tyle serca, że nie witał mnie obelgą na śniadanie.

- Aiden zamierzasz im coś powiedzieć? - nawet nie łudziłam się, że będzie mnie bronić, ale chciałam znaleźć potwierdzenie na to, że miałam rację.

- Idź ubierz się porządnie to nikt cię nie będzie wyzywał. Powiedziałem ci wyraźnie, że przy śniadaniu życzę sobie widzieć ciebie ubraną, prawda?

A jakże.

No to się do jasnej cholery wróciłam po jakieś ubrania. Ze złości zagryzłam policzki od środka i warknęłam do siebie.

Psychopata (Gaslighter) [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz