EPILOG III

706 28 6
                                    



Julius Aiden Winters nie żyje. Jeden z czołowych amerykańskich psychiatrów miał trzydzieści trzy lata. Został postrzelony prosto w serce.  Zwłoki odnaleziono w rzece Hudson. Sprawca tej tragedii jest nieznany. 

Poczułam jak łzy napływają do moich oczu. Leciały bezwiednie gdy do mnie dochodziły przekazywane informacje. Co mnie podkusiło, aby włączyć wiadomości do śniadania?

Mogłam się domyśleć, że treści, które usłyszę w telewizji będą opierały się na syfie, kile i mogile, ale nie miałam pojęcia, że mojemu sercu przyjdzie rozerwać się na pół.

Nie mógł umrzeć, nie mógł mnie zostawić bez odpowiedzi...

Czułam narastające zapowietrzanie. Uczucie, które towarzyszyło mi w zbyt ciasnych pomieszczeniach oraz w sytuacjach, których nie mogłam kontrolować.

Dodatkowo byłam w domu sama.

To znaczy owszem nianie u nas mieszkały i do ogólnych statystyk mogłabym również zaliczyć moje maleństwa, ale chodziło mi o kogoś kto mógłby być dla mnie oparciem.

Adien? Był martwy.

Brandon? Poza zasięgiem. Przez ostatnie kilka godzin.

Kto jeszcze mi został z osób, które mogłabym zaliczyć do grona przyjaciół?

Chyba tylko George.

Od razu wybrałam numer do niej, mając nadzieję, że chociaż ona da radę mnie pocieszyć. Potrzebowałam tego tak bardzo, zupełnie sobie nie radząc z wszechogarniającym mnie poczuciem bólu i stresem.

Pierwszy sygnał. Cisza. Drugi sygnał. Cisza. Trzeci sygnał..

- Halo! - głos George wydawał się łamać. Brzmiała niepewnie. Sądziłam, że pewnie jest zdruzgotana. Mimo braku sympatii względem Aidena z pewnością przeżywała, że ktoś z jej kręgu stracił życie. Nie mogłam jej tego odebrać...

- Słyszałaś? - zapytałam zapłakana. - Na pewno słyszałaś.

Mogłam przysiąc, że po tych dwóch składnych słowach rozpoczęłam festiwal majaczenia.

Jak mogło do tego dojść, jak mógł mnie zostawić, czy nie obiecał, że będę z nim bezpieczna.

I mimo, że go nie było przy mnie - fizycznie - sądziłam, że i tak zadba o to, abym była bezpieczna.

I w tamtym momencie naprawdę nie obchodziło mnie w co się angażował, wiedziałam, że gdybym mogła cofnąć czas, absolutnie nigdy bym się nie zdecydowała na ucieczkę od niego, na posądzanie go o cokolwiek złego. Przez cały nasz związek był dla mnie, a mnie nie było dla niego.

A teraz moje serce się strzaskało na milion kawałków.

Ktoś by powiedział, że przecież miałam Brandona.

No i miałam, ale dopiero go poznawałam, a Aidena znałam od ponad dekady, był ojcem dwójki moich dzieci i człowiekiem, który rozwiązałby każdy problem.

- Ave, Avie - do rzeczywistości sprowadził mnie głos George. Jak dobrze, że przy mnie była, inaczej z pewnością bym zamknęła się we własnych wspomnieniach na kilkanaście godzin zapominając o jedzeniu.

- Tak? - odparłam, przez łzy.

- Bardzo mi przykro. - powiedziała - wiem, że to dla ciebie ogromna strata, ale naprawdę nie wiem jak ci pomóc.

Ważne, że odebrałaś telefon, aby przeżyć ze mną tę żałobę. Tyle wystarczy.

Kiedy wyleciał Brandon? Myślałam, że zostanie dłużej - zapytałam, czując, że zostałam przez niego zostawiona w momencie, w którym najbardziej go potrzebowałam. Zrobił to drugi raz. Czy miałam chęć, aby ufać mu po raz trzeci? Z drugiej strony w moim łonie rozwijała się Chelsea Love, którą pokochałam od kiedy o niej usłyszałam.

Psychopata (Gaslighter) [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz