Stali tak w czwórkę patrząc na siebie posępnie. W końcu, skąd mogli wiedzieć w jakim celu przyleciał za nimi Iron Man? Jeszcze tego samego dnia stali po przeciwnych stronach barykady. Walczyli ze sobą, nie obok siebie, szatyn był zagrożeniem.
— To był długi i ciężki dzień. — Odezwał się Steve, podchodząc wciąż nieufnie do miliardera. Barnes stał obok blondynki wciąż mierząc bronią w intruza.
— Spocznijcie żołnierzu, na razie was nie ścigam. — Odezwał się mężczyzna w stronę Jamesa. Bucky jednak nic sobie nie zrobił z zapewnień Tony'ego i wciąż stał w gotowości do wystrzału.
— Po co więc tu przylazłeś. Do tej pory nie graliśmy do jednej bramki. — Zapytała Jenna wychodząc lekko przed bruneta obok niej. Ten szybko zerknął w jej kierunku i poprawił swoje ustawienie.
— Możliwie możecie mieć rację. — Odparł zwyczajnie i rozłożył lekko ramiona. Podszedł kawałek bliżej — Kto wie. — Wzruszył ramionami — Ross o niczym nie wie i niech tak lepiej zostanie. Inaczej będę musiał was aresztować.
— Niezła zagwozdka dla biurokraty. — Stwierdził Steve wciąż trzymając tarczę na wysokości piersi. Chwilę stał w ciszy po czym opuścił gardę. — Miło jest mieć cię znowu u boku.
— Ciebie też. — Oznajmił Stark. — Ej Panie pranie mózgu, weź opuść gardę, zawarliśmy tu rozejm. — Zawołał Tony i wskazał na karabin, który wciąż był wycelowany w jego osobę. Jenna wraz z Barnes'em po chwilowej niepewności również odpuścili i przyglądali się ich nowemu sojusznikowi.
— Dobra zbierajmy się, my tu gadu gadu, a ten świr już mógł wybudzić cały ten skład samobójców czy jak to im tam było. — Odezwała się Jenna, powoli kierując się w przeciwną stronę. Reszta mężczyzn podążyła zaraz za nią.
— Szwadron śmierci. — Poprawił ją Bucky, na co ta cmoknęła i machnęła ręką.
— Jeden pies, świry jak leci.
Przemierzali korytarzami kierując się do głównej sali gdzie powinny znajdować się komory z zamrożonymi Żołnierzami. Stark wyszedł na prowadzenie, by za pomocą swojej technologii móc ich w czas powiadomić o zagrożeniu.
— Mam coś na termowizji. — Oznajmił skanując otoczenie za pomocą swojej zbroi.
— Ilu ich jest? — Zapytał Steve już będąc nastawionym na walkę.
— Jeden... — oświadczył niepewnie. Weszli przez okrągły korytarz do, jak się domyślili, głównego pomieszczenia. Z początku było ciemno, ale gdy czujki wyczuły ich ruch, zapaliły automatycznie światła, a ich oczom ukazało się pięć stojących machin, służących do zamrażania żywego arsenału. Jenna skrzywiła się na ten widok. Pomysł z zamrażaniem i odmrażaniem ludzi oraz posługiwanie się nimi niczym zabawką przyprawiało ją o mdłości. Jak ktoś mógł coś takiego zrobić drugiemu człowiekowi, kobiecie nie mogło to przejść przez głowę.
Spojrzała na Jamesa. On sam był przez wiele lat w taki sposób przetrzymywany. Przebiegły jej ciarki przez plecy. Straszne.
— Jeżeli was to pocieszy, zginęli przez sen. — Odezwał się głos z megafonu. Jenna dopiero teraz zwróciła uwagę, że każda kapsuła była rozbita, a od środka zaplamiona lekko krwią. Casey totalnie już nic nie rozumiała. Po jaką cholerę Zemo wlekł się taki kawał drogi, ukartował zamach na króla Wakandy, skoro i tak zabił prawdopodobnie najniebezpieczniejszą broń Hydry, jaką stworzyła na przestrzeni lat? To wszystko nie trzymało się całości, kobiecie brakowało powodu, całej tej afery. To było nielogiczne.
CZYTASZ
ELECTRA┃BUCKY BARNES
Fanfiction❝Wilson przysięgam, jeżeli się nie zamkniesz zajebie ci z pioruna w ten głupi czerep.❞ A to wszystko zaczęło się od głupiego dnia, w którym kobieta miała mieć wolne.