Siedzieli razem w lecznicy, czekając aż lekarze prowadzący ustawią maszynę i przygotują ją dla Banres'a. James siedział w białej koszuli i granatowych spodniach dresowych na kozetce, włosy miał zaczesane delikatnie do tyłu, jedynie pojedyncze kosmyki wisiały mu luźno przed twarzą. Był lekko pochylony do przodu i uśmiechał się delikatnie w stronę Steve'a i Jenny. Oboje stali przed nim z rękoma na piersi, posyłając mu nietęgie miny. Nie byli zadowoleni z postanowienia Jamesa, Jenna nawet bardziej niż chciałaby to przed sobą przyznać. W końcu, jakie było zagrożenie by tu, w Wakandzie ktoś chciał uruchomić w nim program Zimowego Żołnierza? Raczej niska, jednak Bucky twardo stał przy swoim. Casey zdążyła nawet trzy razy tamtego dnia, dopytać się Jamesa czy rzeczywiście był pewien, że było to jedyne słuszne rozwiązanie. W końcu mieli być tu bezpieczni. Niestety mężczyzna nie odpuścił.
Przestąpiła z nogi na nogę, zaczynając palcami skubać swoją dolną wargę. Przygryzła polik od środka i westchnęła. Czuła się zestresowana, chyba nawet bardziej niż James, a to on w końcu miał być zamknięty w tej nieszczęsnej maszynie, która stała zaraz za jej plecami.
— Nie no, naprawdę nie podoba mi się to. — Opuściła ręce wzdłuż ciała, chlapiąc się nimi po biodrach. James spojrzał na nią z roziskrzonymi oczami, przez co serce Jenny przez chwilę zgubiło swój rytm. Ilekroć mężczyzna zawieszał swój wzrok na dłużej na jej ciele, Casey niemalże gubiła głowę.
— Będzie dobrze, to przecież nie jest rozwiązanie na stałe. — Pokręcił głową. Czuł się naprawdę dziwnie, aczkolwiek dobrze, za każdym razem gdy Casey wyrażała swoją troskę o niego. Od dawna nie czuł tylu emocji na raz patrząc na jedną osobę. Nawet Steve nie był w stanie poruszyć nim na tyle, na ile Jenna była w stanie, nawet nieświadomie. To ona od jakiegoś czasu zaczynała być dla niego wsparciem. Nawet jeśli ich znajomość nie trwała za długo, a Rogers był przy nim jeszcze za czasów wojennych. I tu prawdopodobnie było sedno całej sprawy. Kobieta znała go takim jakim był teraz i wciąż postanowiła być przy nim, nie zważając na wszystko, w przeciwieństwie do blondyna, który wciąż widział w nim dawnego Bucky'iego. A prawda była taka, że James z chwilą wyrwania się Hydrze został nowym zupełnie zniszczonym człowiekiem, jedynie ze wspomnieniami obcego mężczyzny, którym kiedyś był. Nie był w stanie wrócić do dawnego siebie, w jego życiu wydarzyło się zbyt wiele złych rzeczy by mógł od tak skalać pamięć o dawnym Jamesie Barnes. Ta kwestia była niepodważalna i jedyne co mu pozostało to odnalezienie nowego siebie. Podniósł głowę ponownie w stronę blondynki spostrzegając jej zaniepokojone spojrzenie. Zacisnął usta oraz rękę w pięść. Widząc jej zmartwienie na twarzy, jedyne na co miał ochotę w tamtej chwili to rzucenie tego wszystkiego w cholerę i zostanie z nią gdzieś, gdzie nikt by go nie znalazł. Jednak wiedział, że było to niemożliwe. Tak długo jak był zaprogramowany, tak długo nikt nie mógł czuć się przy nim w pełni bezpiecznie. Nawet ona. Sam już nieraz miał obawę, że wystarczyłaby jedna jedyna noc, a on zapomni o wszystkim i na nowo stanie się Pięścią Hydry. Że przez sen jego wspomnienia się zatrą, a on znowu zacznie zabijać. Nie mógł tak żyć. Już nie. Życie w ciągłym strachu przed samym sobą było zbyt bolesne i wyczerpujące.
— Nie znaczy to, że musi mi się to podobać. — Mruknęła.
— Cóż, muszę się zgodzić z Jenną. Nie uważasz, że jest to zbyt radykalne działanie? — Odezwał się Steve. Miał napiętą minę, również będąc zaniepokojonym o przyjaciela. Jedyne czego dla niego chciał to szczęście, na które brunet w pełni zasługiwał.
— Serio, tak będzie lepiej. Nie chcę ryzykować.
— Dla kogo. — Mruknęła Jenna pod nosem tak, że tylko Steve usłyszał. Spojrzał na kobietę zatroskany. Objął ją ramieniem i przyciągnął do swojego boku. Jenna nie oponowała i chętnie się w niego wtuliła.
CZYTASZ
ELECTRA┃BUCKY BARNES
Fanfiction❝Wilson przysięgam, jeżeli się nie zamkniesz zajebie ci z pioruna w ten głupi czerep.❞ A to wszystko zaczęło się od głupiego dnia, w którym kobieta miała mieć wolne.