Po tym co usłyszeli od Sitwella, wszyscy zgodnie stwierdzili, że muszą zacząć działać w trybie natychmiastowym. Trzeba było to gdzieś zgłosić, ostrzec ludzi przed tym co miało już niedługo nadejść.
Szybko zeszli z dachu i wsiedli do srebrnego samochodu. Steve i Wilson z przodu, a Natasha wraz z Jenną i Sitwellem na tylnej kanapie.
Musieli się naprawdę sprężać jeżeli chcieli szybko coś zdziałać.
— Przysięgam jeżeli to wszystko się skończy, dopilnuję abyś ty i cała reszta tej waszej przegniłej organizacji sczezła — warknęła Jenna odwracając się do Sitwella. Czuła złość, niesamowity gniew, który miała wrażenie, że niedługo rozsadzi ją od środka. Nie pojmowała jak można było dobrowolnie funkcjonować w czymś takim. Jak można było tak lekko i bez mrugnięcia okiem skazywać miliony żyć, tylko dlatego, że jakiś durny komputer powiedział, że tak trzeba. To było przecież chore!
— Spokojnie Jenna. Już niedługo odpowie za swoje winy. — Uspokoił ją Steve na chwilę odwracając głowę w jej kierunku. Sam nie czuł się najlepiej, jednak swoje zdenerwowanie wolał trzymać dla siebie. To nie był czas ani miejsce na takie spory. Trzeba było działać szybko, a przede wszystkim trzeźwo. Emocje w tym nie pomagały.
— Wybacz Steve. Po prostu jak widzę takie ścierwa jak to, które siedzi obok... Po prostu aż mnie skręca z obrzydzenia. — Odpowiedziała, ledwie panując nad spokojną barwą głosu. Im bliżej było końca tego szalonego ambarasu, tym ciężej było jej się opanować. Cały ten incydent kosztował ich wszystkich zdrowiem, nerwami, a nawet życiem.
— Damy radę, musimy tylko oddać gogusia w okularach w odpowiednie ręce.
— Żeby to było takie łatwe Sam... — mruknęła zielonowłosa kobieta zakładając ręce na piersi.
Tymczasem sam prowodyr całej dyskusji siedział cicho przy szybie zapatrzony w ruch po przeciwnej stronie wiaduktu, na który wjechali. Był zdenerwowany co było widać w jego napiętym ciele.
— Nat... Co do diaska!? —zakrzyknęła nagle Casey, gdy niespodziewanie, ktoś wskoczył na dach ich samochodu i wyciągnął Sitwella przez boczną szybę, rzucając go pod koła pędzącego po przeciwnej stronie samochodu ciężarowego. Kobieta obejrzała się zaskoczona na miejsce, które jeszcze przed chwilą zajmował okularnik i na wybitą szybę. Zaraz jednak jej spojrzenie przeszło na dach skąd dochodziły ciężkie odgłosy kroków.
— Co jest? — zawołał zdziwiony Sam, starając się jednocześnie zapanować nad samochodem.
Niespodziewanie kilka kul wystrzelonych przez ich napastnika przebiło dach. Romanoff wraz z Casey szybko odsunęły się na boki auta, które zaczęło ostro hamować. Wilson w ten sposób pozbył się nieproszonego pasażera, który przeturlał się po masce i ostro zahamował na jezdni, wbijając w nią palce metalowej ręki.
— Rzesz ty w pizdu... Nie znowu on — jęknęła zlękniona zielonowłosa kobieta przecierając niedowierzająco twarz. Tego było za dużo. Za dużo dla jej ledwie trzymającego się zdrowia psychicznego. Bała się tamtego mężczyzny. Do diaska to on zabił Fury'ego!
— Sam... SAM JEDŹ! — nie zdążył jednak zareagować, gdy w ich samochód uderzył inny, pchając ich pojazd do przodu. W końcu Wilson odpalił silnik chcąc zwiększyć dystans od samochodu za nimi, jednak na dużo się to nie zdało, gdy Zimowy Żołnierz ponownie wskoczył im na maskę i dach samochodu. Niemal od razu wybił im przednią szybę, przez którą wyrwał kierownicę auta, które zaczęło niebezpiecznie tracić sterowność i panowanie nad przednimi kołami.
W końcu Steve i Czarna Wdowa, która siedziała mu na kolanach, wraz z Samem wyskoczyli przez urwane drzwi auta, pozostawiając w środku wciąż zbyt roztargnioną Casey. Długo jednak nie pozostała w środku, nareszcie opanowując swoje własne zachowania. Kobieta zebrała się w sobie i zmusiła swoje ciało do ruchu. Wyczołgała się przez wybite przez ciało Sitwella okno i wdrapała się z cudem na dach, zaraz za plecy zamaskowanego mężczyzny.
CZYTASZ
ELECTRA┃BUCKY BARNES
Fiksi Penggemar❝Wilson przysięgam, jeżeli się nie zamkniesz zajebie ci z pioruna w ten głupi czerep.❞ A to wszystko zaczęło się od głupiego dnia, w którym kobieta miała mieć wolne.