Targi rozłożone na głównych placach Wakandy były jednymi z ciekawszych miejsc, do których Jenna lubiła przychodzić. Zawsze potrafiła znaleźć na nich ciekawe unikatowe rękodzieła. Sprzedawcy często wystawiali naczynia wykonane własnoręcznie, tkaniny różnorakich kolorów i wzorów czy przyprawy typowe dla tej części kontynentu. Oczywiście były też produkty sprowadzane, jednak te nigdy w szczególności kobiety nie przyciągały. W końcu przez trzydzieści lat żyła w państwie gdzie takich rzeczy miała w brud, więc zupełnie nie widziała potrzeby by się tym zainteresować.
Trzy dni temu dowiedziała się o postępie Shuri i od tamtego czasu chodziła jak na szpilkach. Skurcze żołądka wywołane niecierpliwością nie dawały jej usiedzieć w jednym miejscu, ze spaniem przez ten czas z resztą też miała problem. Nie mogła się doczekać. Po tak długim oraz ciężkim dla niej czasie wreszcie miała go zobaczyć. Tak prawdziwie.
Stęskniła się za nim i nie miało dla niej znaczenia, że ich znajomość była krótka. Przywiązała się do niego, tak jak to miała w zwyczaju do osób w jej otoczeniu. Sama uważała, że była to jej najsłabsza jak i najsilniejsza strona. Jeżeli ktoś wkradnie się do jej serca, pozostaje tam do końca.
Miało to swoje wielokrotne konsekwencje rzecz jasna, jednak nie mogła nic na to poradzić.
— Tego jeszcze nie miałam... — Mruknęła sobie pod nosem, podnosząc w rękach stojaczek. Tak szczerze sama nie była pewna do czego miał dokładnie służyć, jednak spodobała jej się jego fikuśna budowa. Miał trzy pięterka, każde różnej wielkości i kształtu, a jego ramiona były odzwierciedleniem gałęzi drzew.
Chwilę przyglądała się przedmiotowi, obracała go w dłoniach, jednak ostatecznie odstawiła go na swoje poprzednie miejsce. Podziękowała sprzedawczyni i ruszyła do wyjścia z placu targowego. Spędziła na nim pół dnia i robiła się powoli zmęczona. Słońce w Afryce było niemiłosierne i prażyło suchą ziemie od najwcześniejszych godzin porannych po sam dosyć późny wieczór.
Jenna nigdy nie narzekała na ciepło, ba, nawet wolała gdy tak było, jednak słońce w Wakandzie po pięciu miesiącach pobytu, robiło się wyjątkowo męczące. Dziękowała budowniczym, że pomyśleli o nieustannie klimatyzowanych budynkach tutaj, gdyż w innym przypadku Casey wypociłaby ostatnie resztki tłuszczu jakie jej jeszcze pozostały.
Kobieta przez ten czas schudła. Nie była z tego powodu jednak zadowolona. Podobała jej się jej poprzednia sylwetka, była pełna, kości nie straszyły swoim wyglądem, a sama jej twarz wyglądała wcześniej na zdrowszą. Teraz jednak niektóre ubrania jakie na siebie zakładała, według niej, wyglądały zwyczajnie śmiesznie.
Życie w stresie, nieregularne spanie oraz częste zapominanie o posiłkach jednak nie skończyło się dla niej pomyślnie, co w niedalekiej przyszłości miała zamiar zmienić.
Jenna wyciągnęła komórkę, przysiadła na jednej z zacienionych ławek i sprawdziła godzinę. Była szesnasta, a dzień zupełnie nie zanosił się na wyjątkowy.
Westchnęła i schowała urządzenie. Chwilę odpocznie i wróci do mieszkania, miała dość upału na dziś.
Omal nie zachłysnęła się pijącą wodą, gdy na ekranie telefonu wyświetlił się jej numer Shuri. Jenna w pośpiechu złapała za komórkę, przez co z nieuwagi rozłączyła połączenie i odstawiła trzymaną szklankę na blat, rozlewając przy tym połowę jej zawartości. Syknęła zła, gdyż połowa z tego wylała się na jej spodnie i jęknęła sfrustrowana, gdy drugi już raz wpisała zły kod do odblokowania urządzenia.
Chciała jak najszybciej oddzwonić do księżniczki. Wiedziała, że Shuri z byle powodu nie dzwoniłaby do niej, wiadome zatem było, że dziewczyna miała dla niej nowe wieści w sprawie Jamesa. Jenna była podekscytowana. Gdy ostatnio z nią rozmawiała, ta zapewniała kobietę, że była na finiszu.
CZYTASZ
ELECTRA┃BUCKY BARNES
Fanfikce❝Wilson przysięgam, jeżeli się nie zamkniesz zajebie ci z pioruna w ten głupi czerep.❞ A to wszystko zaczęło się od głupiego dnia, w którym kobieta miała mieć wolne.