Rozdział 38

191 18 0
                                    

           Wszystko się ułoży James — wyszeptała łamliwym przez płacz głosem, zaraz obok jego głowy. — Wiem, że na razie może to być ciężkie i wcale nie oczekuję, że od razu rzucisz wszystkie złe wspomnienia za sobą, jednak chcę byś wiedział, że ten ciężar który cię trzyma i ciągnie w dół... on minie. Nigdy nie zniknie jednak stanie się bardziej znośny do dźwigania. Musisz dać tylko temu wszystkiemu czas. — Pogładziła go po głowie. Bucky zacisnął powieki, z jego oczu ponownie poleciały bezgłośne łzy. 

Chciał jej wierzyć, jednak jego druga strona, ta która przez tak długi czas trzymała go w ryzach, coraz głośniej zaczynała krzyczeć w jego wnętrzu, by się wycofał. By pozostawił wszelkie nadzieje, gdyż czyny jakie popełnił podczas służby dla Hydry były czymś czego już nigdy nie mógł nikomu odpłacić. 

Uczucie to gryzło go, kąsało i rozrywało ostrymi szponami powodując w nim kolejne fale nudności i wstrętu do samego siebie. Szok i adrenalina, które czuł wraz z wkroczeniem do Wakandy minęły, pozostawiając go rozbitym i pełnym wyrzutów sumienia.

Dopiero teraz, jako że miały nareszcie czas, jego wątpliwości zaczynały wypływać na powierzchnię.

Patrząc na Jennę nieustępliwie zaczynał widzieć ofiarę, którą sponiewierał i nieomal zabił. Świadomość tego ściskała mu serce, a uczucia które rozkwitły w nim względem kobiety były jak najgorsza tortura. Rozdzierało to jego duszę, gdyż wiedział, że Casey nie zasłużyła na kogoś takiego jak on. Jenna powinna pozostać przy kimś kto mógł zaoferować jej więcej, niż sam ból, którym on był przepełniony.

A ta myśl zaczynała być największym kołkiem w jego sercu.

— Nie zasługuję na to Jenna. Im... im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzi do mnie to jak bardzo moje czyny powinny być ukarane. Jak ja sam... ja sam powinienem zostać ukarany. — Pokręcił głową. Strach przejął w nim kontrolę ściskając jego żołądek w ciasny supeł. Bał się, że przyniesie kobiecie jedynie więcej cierpienia. — Chcę... Ja naprawdę chcę wierzyć, że czeka mnie coś lepszego, niż to czego już doświadczyłem, jednak z tyłu mojej głowy wciąż jest ten głos. Wściekły ryk tak właściwie, który krzyczy na mnie, że nic z tego co zostało mi ofiarowane nie było mnie warte. 

Jenna wyprostowała się, jej mokre spojrzenie spotkało się z rozbitym spojrzeniem Bucky'iego. Kobieta skanowała jego twarz, z cierpieniem  wymalowanym w oczach. Nieprzyjemne kłucie w jej piersi nie dawało jej spokoju, widząc mężczyznę w takim stanie. 

— Jeżeli sądzisz, że nie zasługujesz na drugą szansę, która została ci dana, ja sama powinnam zostać osądzona James. — Jenna zdołała wydukać. 

Obserwowała jak brwi Jamesa zaczynały się marszczyć, jak jego oczy z niezrozumieniem spojrzały na jej twarz chcąc poznać sens jej słów.

— O czym ty mówisz Jenna...

— Mówiłam ci Bucky. Każdy ma swój własny bagaż. — Uśmiechnęła się do niego z cierpieniem w głosie. Jej cała postura nagle jakby zmalała, stała się krucha. Jej ramiona zadrżały, szloch wydobył się z jej piersi.


           Nie czuła się tego dnia najlepiej, głowa rozsadzała ją od samego rana. Starała się nie zwracać na to tak uwagi, jednak ból był nieznośny. Rozlewał się falami po jej czaszce, powodując plamy przed jej oczami, które irytująco rozmazywały jej widoczność.

Od ostatnich kilku tygodni migreny te stały się dla niej codziennością, jednak tego popołudnia wracając z Akademii uczucie te było spotęgowane. Szła zirytowana ze swoim bratem za rękę, wraz jak opuszczała przystanek autobusowy. Jej matka, jak na złość, nie była tamtego dnia w stanie odebrać Jake'a od jednego z jego znajomych, przez co zadanie te zostało zrzucone na jej ramiona.

ELECTRA┃BUCKY BARNESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz