James nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł się tak... spełniony? Szczęśliwy? Nie był w stanie dokładnie określić uczucia, które burzyło się tuż pod powierzchnią jego umysłu, wiedział jednak że czuł się dobrze. Będąc z Jenną, czując ciężar jej ciała na swoim, wiedział, że pierwszy raz jest tam gdzie powinien. W... domu. I mimo tej niepokojącej myśli krążącej w czarnych odmętach jego sumienia, która krzyczała na niego głosem zniekształconym, tak jakby spod powierzchni wody, że zupełnie na to nie zasługuje, postanowił to zignorować, po raz pierwszy prawdziwie ciesząc się chwilą.
Uśmiechnął się do kobiety, ręką sunąc po jej ciele, gładząc jej biodro, linię talii, jej żebra, ramię, zwyczajnie ciesząc się jej obecnością.
— Co teraz? — Zapytała go cicho i położyła swoje dłonie na jego ramionach, bawiąc się końcówkami jego włosów. James przymknął na chwilę oczy, rozkoszując się przyjemnym dreszczem, który w nim spowodowała.
Nie wiedział. James był wrakiem człowieka. Wiedział o tym, tak jak i wiedziała ona. Nie wiedział czy jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie wrócić, choćby w połowie do dawnego siebie, o ile to wciąż było możliwe. Hydra zniszczyła go. Poniżyła, pozwoliła mu uwierzyć, że miłość i troska to tylko słabości. Że nie zasługuje na nie.
A jednak, ponad tym wszystkim była ona. Weszła w jego życie, ratując go, pomagając mu. Wierząc w niego. Bucky czuł względem niej wdzięczność. Jenna jako pierwsza nie wliczając w to Steve'a postawiła się za nim, pozostawiając za sobą swoją dobrą opinię publiczną, swoje własne bezpieczeństwo. Swoje życie. To było więcej niż o co sam mógł kogokolwiek kiedykolwiek prosić, a ona zaoferowała mu to z własnym sercem na złotej tacy.
Westchnął cicho i spojrzał na nią z półprzymkniętych powiek.
— Zobaczymy co będzie dalej. — Odparł jej i pogładził ją po linii szczęki. — Nie mam zamiaru udawać, że nic się pomiędzy nami nie zmieniło, Jenna. — Zamilkł przez chwilę i zacisnął szczękę. — Wiesz... tak jak ci już powiedziałem. Będąc przez ten czas uśpionym... ty byłaś jedyną myślą, która krążyła mi po głowie. Nie wiem czy to ma jakikolwiek sens... czy jakakolwiek relacja ze mną ma jakikolwiek sens, jednak wiem, że jestem w stanie spróbować... Pierwszy raz chyba rzeczywiście chcę spróbować.
Chciał dać sobie szansę na nowe szczęśliwie życie. Chciał tworzyć nowe wspomnienia, których już nigdy nie musiałby się wstydzić. Pierwszy raz od bardzo dawna chciał stworzyć cokolwiek zamiast siać destrukcję i śmierć. I wiedział, że chciał to wszystko zrobić z nią.
Jenna uśmiechnęła się szeroko, oczy zaiskrzyły się niczym miliony gwiazd na niebie. Pokiwała głową i z jej płuc uleciał cichy śmiech.
— Ja... ja też chcę spróbować James. — Odpowiedziała mu. Oboje uśmiechnęli się do siebie z czułością, jakiej wcześniej do siebie nie okazywali.
Jenna wtuliła się w klatkę piersiową Bucky'iego, ten objął ją i rozluźnił się, kładąc swoją głowę na oparcie kanapy.
Oboje zastygli w ciszy, zwyczajnie ciesząc się swoją obecnością.
James uśmiechnął się sam do siebie, przejechał ręką po jej plecach i zaciągnął się zapachem jej włosów. Wreszcie czuł, że świat mu odpuścił. Że pierwszy raz mógł poczuć prawdziwe szczęście, budując w swoim życiu coś nowego.
Coś, czego nigdy nie sądził, że będzie mu dane.
Nastał wieczór i Jenna zdążyła zapoznać się z resztą ich nowego domu. Był ładny. Przestronny. Jej sypialnia była jasna z delikatnymi wzorami na jednej ze ścian, charakterystycznymi dla kultury Wakandyjczyków oraz z dużym łóżkiem naprzeciwko wejścia. Obok niego miała średnich rozmiarów biurko, na przeciwko, którego stała spora szafa. Obok niej stały kartony z jej rzeczami z poprzedniego mieszkania, jednak kobieta nie zdążyła ich jeszcze posegregować. Najzwyczajniej w świecie jej się nie chciało. Zamiast tego resztę dnia spędzała na ich małym tarasie na tyłach budynku. Posiadali tam zadaszone miejsce do spoczynku z okrągłym paleniskiem po środku. Jenna siedziała na podwieszanym fotelu z nogami podkurczonymi do klatki piersiowej, w rękach trzymała kubek ciepłej herbaty.
CZYTASZ
ELECTRA┃BUCKY BARNES
Fanfiction❝Wilson przysięgam, jeżeli się nie zamkniesz zajebie ci z pioruna w ten głupi czerep.❞ A to wszystko zaczęło się od głupiego dnia, w którym kobieta miała mieć wolne.