Rozdział 16

318 25 0
                                    

           Czuła, że zaraz zaśnie. Oczy, które były nieprzyjemnie ciężkie, przez cały czas trzymała lekko przymknięte, znajdując się w ten sposób na krawędzi swojej świadomości. Chciała spać. Odpłynąć w tą błogą nieświadomość, pozostawiając cały ten bajzel za sobą. Cały ten ból, który przeszywał ją igłami wbijającymi się w jej ciało. 

Furgon do jakiego została wciągnięta wbrew swojej woli był ciasny i duszny, a ławka na której siedziała nie pozwalała jej na wygodniejsze usadowienie. Jej plecy odczuwały boleśnie każde wyboje drogi, rozchodząc się promieniującymi falami bólu. 

Czuła że przegrali. Ona, Steve, Nat i Sam, którzy również znajdowali się obok niej. To było bardziej niż pewne, że wnętrze Vana było ostatnim co zobaczą przed swoją śmiercią. Kobieta nawet nie łudziła się, że zamaskowani mężczyźni mają w rozkazach doprowadzić ich do bazy T.A.R.C.Z.Y. Najpewniej skończą gdzieś rozstrzelani, a Pierce ku uspokojeniu ludzi wciśnie im jakąś bajkę o ich agresji i braku innej opcji. 

Nie znosiła czuć się bezsilną. Ale ten ból w żebrach i boku który wciąż nieznośnie krwawił, przypominały jak bardzo słaba była w tej chwili. 

Zamglonym powoli wzrokiem spojrzała na blondyna naprzeciwko siebie. Wyglądał na mocno wstrząśniętego. Jego zazwyczaj jasne niebieskie oczy, przyćmiewały ciemne barwy, niczym chmury na burzowym niebie. Chciała go jakoś pocieszyć czy dać odrobinę wsparcia, jednak nie miała siły. 

— Potrzebujemy lekarza, jeśli nikt im nie pomoże obie się wykrwawią. — Jenna spojrzała na Sama chcąc mu powiedzieć, że wszystko gra jednak uprzedził ją strażnik grożąc mężczyźnie elektrycznym batem. Wilson odsunął się na siedzeniu i bacznie obserwował zamaskowanego mężczyznę, gdy ten niespodziewanie zaatakował drugiego strażnika. Wystarczyła chwila szarpaniny i ogłuszony padł na podłogę. 

— To cholerstwo uciskało mi głowę. — powiedziała Maria Hill zdejmując czarny hełm i poprawiając włosy. 

— A ten to kto? — zapytała niezbyt kulturalnie, patrząc na Wilsona. Nikt jednak nie odpowiedział zbyt zdziwiony widokiem kobiety.

— Powiedzcie mi, że mam zwidy — zmarszczyła brwi i zamrugała by odegnać mroczki przed oczyma. — Maria?

— Też miło ciebie widzieć Jenna. — Hill przywitała się i od razu zaczęła pomagać im uwolnić ręce z kajdanek. Każdy przyjął to z ulgą rozmasowując obolałe nadgarstki. Casey była prawie pewna, że faceci zakładające je im, specjalnie zacieśnili obręcze mocniej, niż było to potrzebne czy nawet wskazane.

— Wszystko fajnie, tylko jak mamy zamiar się wydostać z tego samochodu, nie zwracając na siebie uwagi? — zapytał trzeźwo Sam, patrząc czujnie na Marię. Ta w odpowiedzi pokazała mężczyźnie małe urządzenie w kształcie wskaźnika laserowego.

— O nie... — jękneła zielonowłosa, wiedząc co się zaraz stanie. 

Nie miała absolutnie sił by znieść jeszcze wyskakiwanie z pędzącego wozu.


           Po tym jak zostali zmuszeni do wyskoczenia przez wypaloną dziurę w podłodze, przesiedli się jakiś czas później do kolejnego Vana, jednak tym razem takiego, który miał zawieźć ich w bezpieczne miejsce.

Wysiadając po niecałej godzinnej jeździe, wysiedli z pojazdu tuż naprzeciw wielkiej tamy, u której na samym boku przy wjeździe znajdowały się mosiężnie lekko przyrdzewiałe drzwi. 

Na wejściu niemal od razu zostali powitani przez kolejnego agenta, który żwawym krokiem podbiegł w ich kierunku. 

— Postrzał u obu kobiet. Romanoff straciła co najmniej pół litra krwi. Stan Casey nieznany. — Zawiadomiła go Hill, wciąż idąc przed siebie.

ELECTRA┃BUCKY BARNESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz