Rozdział 29

218 22 0
                                    

Jak się okazało, Wakanda nie była ich pierwszym celem podróży. Tak jak poinformował ich jakiś czas po wylocie T-Challa, wpierw polecieli do Berlina. Tam chciał ostawić Zolę i poinformować Rossa o jego schwytaniu. Mężczyzna, ze względu na swojego zmarłego ojca, chciał to natychmiast załatwić, więc nie było mowy o opóźnieniu tej sprawy. Zemo miał jak najszybciej spotkać się ze sprawiedliwością, z czego kobieta niezmiernie się cieszyła, w końcu to z jego powodu niewinny mężczyzna został oskarżony o terroryzm, ich przyjaciele zostali zamknięci jak najgorsi kryminaliści, a sama ich trójka omal nie zginęła walcząc ze Starkiem.

- Szkoda, że sama tego śmiecia nie mogę wpakować do paki. - Odezwała się Jenna, patrząc na przeciwną stronę samolotu. Zemo siedział sztywno i patrzył się w jeden wybrany punkt na ścianie. Bucky spojrzał na nią i później sam spojrzał na zakneblowanego mężczyznę. Chcąc nie chcąc, czuł satysfakcję widząc go w takim położeniu. Było to miłe zakończenie, w końcu gdy pierwszy raz spotkał się z nim, ich role były zupełnie odwrotne.

- Odsiedzi za to dożywocie. Nie zadowala cię to wystarczająco? - Zapytał, ponownie wracając spojrzeniem na kobietę obok siebie. Po tym jak Steve pomógł jej się opatrzeć, nie wyglądała jak sama śmierć, jednak jej klatka piersiowa wciąż wymagała oka lepszego specjalisty niż był on sam i Steve. Jednakże czuł ulgę, gdy Jenna nie wydawała się tak bliska śmierci jak jeszcze parę chwil temu.

- Może trochę. W tej chwili mam ochotę skopać mu dupsko. - Mruknęła i oparła polik na dłoni. Przechyliła głowę na bok i spojrzała na Bucky'iego. - A ty nie masz na to ochoty? Przez niego wpadliśmy w ten burdel.

- Może trochę. - Powtórzył słowa kobiety i uśmiechnął się lekko. Jenna odwdzięczyła się jeszcze szerszym i chwilowo zagapiła się w jego oczy. James odkrył, że zaczynał lubić jej uśmiech.

- Pomyśleć, że nie tak dawno temu miałam dużo prostsze życie - prychnęła śmiechem, jednak lekko się skwasiła gdy bandaż na jej piersi podrażnił ranę. - Jak to życie potrafi się skomplikować. - Pokręciła głową i pomasowała się delikatnie po bolącym miejscu. Nie żałowała niczego, jednak chwilami takimi jak ta, gdy miała czas na ochłonięcie i przemyślenie spraw, dochodziła do wniosku, że momentami brakowało jej tej stabilności jaką w życiu posiadała przed całym zamieszaniem z Hydrą. - A wiesz co jest dobre? Za każdym kolejnym razem wybrałabym tak samo.

- Chcesz zostać następcą Kapitana Ameryki? - zapytał zaczepnie Bucky, uśmiechając się kącikiem ust. Jenna prychnęła śmiechem.

- Oh, nawet bym się nie poważyła, nie jestem typem bohatera wartego naśladownictwa. - Zaśmiała się cicho - Steve zawsze wie co jest słuszne... Ja niekoniecznie tak potrafię, jestem zbyt narwana. Ale zawsze staram się pomóc, jeżeli ktoś tego potrzebuje. Wtedy nikt i nic mnie nie zatrzyma.

- Całkiem jak Steve. On też nigdy nie potrafił trzymać się na uboczu. - Spojrzał w jej oczy. - Nie zliczę ile razy musiałem wyciągać go z kłopotów. W które sam się wplątał trzeba nadmienić.

- Oh, proszę nie przestawaj teraz. Kawa na ławę, muszę wiedzieć co nasz Cud Chłopiec robił zanim stał się Cud Chłopcem. To musi być dobre. - Zaśmiała się trącając mężczyznę obok ramieniem.

James uśmiechnął się i zerknął przelotnie na Kapitana, a potem całą swoją uwagę skupił na kobiecie obok siebie. I zaczął opowiadać. O jego nieudanych randkach, które pomagał mu aranżować Bucky, o nielicznych bójkach, w których blondyn nigdy nie miał szans wygrać sam oraz o ich mniejszych wspólnych chwilach, jak te w których blondyn musiał wypychać buty gazetami. Casey uważnie słuchała z wielkim uśmiechem na twarzy.

A uśmiech ten nie był tylko i wyłącznie zasługą śmiesznych wspomnień jakimi dzielił się Barnes. Jenna rozpromieniała się za każdym razem bardziej, gdy widziała prawdziwe iskierki szczęścia w oczach bruneta.

ELECTRA┃BUCKY BARNESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz