Rozdział 31

231 23 0
                                    

           Dostali mały apartament na jednym z wyższych pięter pałacu T-Challi. Później mieli dostać osobne mieszkania gdzieś w mieście, jednak na ten czas mogli czuć się jak u siebie w domu. Ich mieszkanie posiadało cztery pokoje, dwie łazienki i przestronny salon z aneksem kuchennym i wyjściem na taras. Widok z niego był prześliczny i Jenna pierwszą godzinę po wyjściu z lecznicy spędziła właśnie w tamtym miejscu, relaksując się na leżaku, obserwując powoli niknące w mroku miasto. 

Casey miała ukruszone jedno żebro, lekki wstrząs mózgu oraz oparzenie pierwszego i drugiego stopnia, nie wliczając w to licznych siniaków i otarć na ciele. Lekarze zajęli się jej obrażeniami i w większości nie było już po nich śladu. Kobieta wciąż była zaskoczona jak Wakandyjczycy byli ze wszystkim do przodu. Ich sprzęt medyczny wyprzedzał ten jej znany o co najmniej dziesięć, piętnaście lat do przodu. Jej obrażenia w większości zostały całkowicie wyleczone, jedynie żebro wciąż wymagało tradycyjnie czasu na całkowite zrośnięcie się. Poza tym kobieta czuła się dobrze, na klatce piersiowej miała lekko zaróżowianą skórę będącą ledwie echem tego co jeszcze niedawno zrobił jej Stark, jej twarz nie była już cała w zadrapaniach, nawet jej niekonwencjonalny naszyjnik z siniaków znikł. Była prawie w nienagannym stanie.

Steve i Bucky również czuli się już lepiej. Oboje wykąpani, odświeżeni i uleczeni siedzieli w salonie na kanapie i prowadzili rozmowę. Oboje co jakiś czas zerkali na kobietę z czego Casey nie zdawała sobie sprawy. 

— Dacie sobie beze mnie radę? — Zapytał Steve. Czuł się winny, że po tym wszystkim ma zamiar ich tu zostawić.

— Nie martw się Steve, poradzimy sobie. — Odparł Barnes, posyłając blondynowi uspokajający uśmiech. 

— Jutro wylatuję, chce jak najszybciej załatwić sprawę z RAFT. Nie pozwolę by siedzieli w tym więzieniu jak najgorsi skazańcy. 

— Rozumiem. — Przytaknął Bucky zerkając na Jennę zza okna. Kobieta wyglądała jakby spała. Leżała na leżaku z głową lekko pochyloną w ich stronę, oczy miała zamknięte. Mężczyzna uśmiechnął się na ułamek sekundy. 

— Gapisz się. — Zaśmiał się Steve w stronę Jamesa, przez co brunet szybko spojrzeniem wrócił do swojego przyjaciela. Speszył się, nie sądził, że aż tak często i długo zerkał na kobietę.

— Wcale nie — zaprzeczył, opuszczając lekko głowę, chowając w ten sposób swoją twarz za kurtyną ciemnych włosów. Czuł się jak skończony idiota.

— Oh daj spokój Bucky, nie od dziś cię znam. — Odparł Steve. — Lubisz ją.

— Prawie wcale się nie znamy. 

— Kiedyś nie sprawiało ci to problemu. — Uśmiechnął się melancholijnie wspominając ich dawne wygłupy. James zawsze miał gadane w stosunku do kobiet, czego blondyn zawsze mu zazdrościł. Rogers przeważnie czuł się speszony jeżeli chodziło o stosunki damsko-męskie. — Jenna to dobry wybór Bucky, a widzę, że macie się ku sobie. — Rogers widział jak oboje na siebie reagowali. Ani James ani Jenna nie byli wobec siebie całkowicie obojętni, nie była to relacja romantyczna, to na pewno, jednak oboje utworzyli ze sobą jakąś więź. Casey w obecności Bucky'iego była zupełnie inna niż w pobliżu Steve'a, co blondyn zauważył niemal od razu. Chodziła częściej speszona i zwyczajnie brakowało w niej tej pewności siebie, którą Casey przeważnie wręcz kipiała.

— Teraz jest inaczej Steve, jestem niestabilny. Stanowię zagrożenie dla każdego, co jeśli znowu stracę nad sobą kontrolę? Nie chcę już nikogo skrzywdzić. — Ponownie zerknął w kierunku kobiety. Przecież to było niedorzeczne. Oboje ledwie się znali, więc czemu Steve sugerował mu coś takiego? 

ELECTRA┃BUCKY BARNESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz