ROZDZIAŁ 12

1.7K 125 14
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz, miłego czytania!

Xander

Po wyjściu, a raczej wbiegnięciu Jessici z kasyna zacząłem dość skrupulatnie wyciągać wnioski z jej zachowania. Przecież nie byłem ślepy i nie raz, czy dwa widziałem jak ojcowie traktowali córki w kręgach. Po odruchu obronnym jaki blondynka zrobiła, kiedy chciałem, żeby powiedziała jeszcze raz to szokujące dla mnie zdanie mogłem dać uciąć sobie mały palec u lewej stopy, że Jack nie był chyba tak krystaliczny wobec niej jak się na to kreował.

Oparty o blat biurka zastanawiałem się jeszcze nad tym napiętym spojrzeniem jakie kierowała w stronę pustej półki. Hm... z szuflady wyciągnąłem piersiówkę, którą znalazłem przy niej.

Czy ktokolwiek mógł znać prawdę?

***

Gdy wróciłem do posiadłości było już cholernie późno. Przez cały dzień dobijała się do mnie Hazel, i nawet zwodzenie jej w jakiś sposób poprawiało mi nastrój. Nawet nagie fotki z łazienki nie robiły na mnie żadnego wrażenia, ponieważ moje myśli odlatywały w zupełnie innym kierunku, a mianowicie do Jessici i jej dziwnego zamętu.

Nie powinienem się tym jakoś obarczać, bo przecież miałem mnóstwo swoich problemów, ale... jeśli Jack napierdalał ją bądź dzieciaka nie mogłem stać bezczynnie.

Może i byłem fiutem jakiego świat jeszcze do końca nie znał, za to miałem pewnego rodzaju samoistne zachowania, których przekroczenie - nawet jeśli zrobił to jakiś śmieć, bo Dante nim dla mnie był - było czymś niewyobrażalnym.

Mimo, iż nienawidziłem Jessici tak cholernie to... jakoś sama myśl o tym, że mógł podnieść na nią rękę czy cokolwiek wzbudzała we mnie czysty gniew.

Może i nie mam cierpliwości, ale za to nigdy nie uderzę kobiety, ani dziecka. Takim tyranem nie jestem.

Zacząłem rozpinać guziki wspinając się lekko oświetlonymi schodami na górę, po to żeby zamknąć się w swojej sypialni i wreszcie odpocząć od sensacji tego dnia.

Jebane dwa dni, a wyżarły ze mnie wszystko.

Stanąłem już na deskach i dwoma palcami zjechałem niżej, żeby wyciągnąć materiał ze spodni, chcąc ruszyć w wyznaczonym celu, ale usłyszałem nagle stłumiony głos należący do chłopca.

Postanowiłem podejść odrobinę bliżej, żeby podsłuchać co ma takiego ciekawego do powiedzenia, bo ostatnio jakoś nie wykazał się zdolnością prowadzenia szeroko pojętej rozmowy.

Jessica w białej koszulce sięgającej do łydek siedziała obok Jamesa i pokazywała coś chłopakowi w książce, w momencie, kiedy coś opowiadał:

– Mamo, ale cosinus to a podzielone przez c, nie pamiętasz?

– Jamie, ale tu nie chodzi o zwykłego cosinusa. W innym wykresie musisz mieć x i wyznaczyć r, czyli długość...

– Wiem! Już wiem! – mały się ożywił, a ja skrzyżowałem ramiona na piersi mając ochotę przypatrzeć się bliżej poczynaniom tej dwójki. Oczywiście robiłem to z ukrycia.

Ten berbeć miał w sobie coś dziwnego... nie potrafiłem tego wyjaśnić - jeszcze - dlaczego gdy zobaczyłem go po raz pierwszy moje zuchwałe serce należące wcześniej tylko do jego matki zabiło o jeden raz więcej. Albo może tylko miałem taki odruch, ponieważ jego rodzicielką była ona. To również musiałem jakoś wyjaśnić.

– Skarbie jest już bardzo późno, a poza tym... mówiłam ci, że ten materiał jest za ciężki dla ciebie. Takie rzeczy nauczyciele ledwo wciskają w głowy nastolatków w wyższych klasach – Jessica cisnęła w czoło Jamesa palcem, na co ten się tylko zaśmiał.

The King Of The Cross |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz