ROZDZIAŁ 41

1.8K 146 13
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Miłego czytania!

Jessica

Usiłując nadążyć nad własnym życiem - a przede wszystkim zapanować nad tym zatrważającym tempem, i tym co się wyprawiało - zapomniałam gdzieś o sprawie związanej z Zavierem. Umknęło mi to, a jak się potem okazało... gdybym w porę zapytała Xandera, gdzie tak naprawdę zmierza tej nocy uniknęłabym stania przy drugim łóżku lekarskim trzymając jego zimną dłoń, i błagania o to, aby nie zostawiał mnie i Jamesa.

– Xander, proszę... nie zostawiaj nas – wyszeptałam w niemocy, a jedyną odpowiedź jaką uzyskałam to było piknięcie maszyny.


Xander

Kilka godzin wcześniej...

Kane porozumiał się ze mną jednym spojrzeniem. Wiedziałem, że zbliżała się osiemnasta, więc zamknąłem cicho drzwi od sali szpitalnej, pocierając drugą dłonią kark.

Odchyliłem głowę do tyłu, a jasne światło nagle zajaśniało nade mną jak pieprzona latarnia.

– Będzie dobrze, stary. To tylko spotkanie z tą starą raszplą.

– Chuja będzie dobrze – bo wiedziałem, że nie będzie tam sama. Podejrzenia się potwierdziły. Matka Jessici tamtego dnia zmierzała w stronę lokalizacji, którą namierzył wcześniej Will. Wszystko się łączyło w spójną całość.

Nie chciała żadnego faceta w pobliżu swojej córki i wnuka.

Nagle powróciła.

Tylko zastanawiał mnie jeszcze pewien fakt, bo pominąłem już to, że wiedziała do kogo uderzyć, przecież każdy jakkolwiek związany z tym światem wiedział o konflikcie rodu Walter, z Zavierem. Ale... jak się dostała do Las Vegas? I jak się z nim komunikowała?

Zamyślony nawet nie dostrzegłem, że zjawiła się przy mnie postać blond kobiety, której brwi złączone były w zakłopotaniu.

– Wracasz do domu? – wychrypiała. Widziałem zmęczenie na jej twarzy, chciałem nawet machinalnie ojebać ją, za to, że tak się stawia i nie chce wrócić na chwilę chociaż odpocząć, ale się powstrzymałem. Wcisnąłem ręce w kieszenie spodni uśmiechając się krzywo.

– Jadę załatwić interes – oblizałem językiem górną wargę patrząc na nią lekko z góry.

– Ok – wzruszyła ramionami próbując zakryć ziewnięcie otwartą dłonią.

– Dlaczego nie chcesz? – syknąłem już nie mogąc powstrzymać hamulca. Wkurwiało mnie jej zachowanie miłosiernie. – Z Jamesem zostanie kilku ludzi, zaufanych ludzi.

– Nie wiem o czym mówisz – ewidentnie chciała mnie zbyć, jednak jakoś słabo jej to wychodziło, ponieważ, gdy chciała już mnie minąć złapałem ją za łokieć, a wtedy nasze klatki się ze sobą zderzyły. Hardo dalej wpatrywała się w jeden punkt, a wtedy wziąłem między palce jej brodę i nakierowałem na siebie jej piękne lico.

– Czyżby? – odrobinę zakpiłem. – Możesz przestać zgrywać bohaterkę, Jess. Doskonale wiesz, że nawet jeśli będziesz miała serce pełne dobra, samego dobra nie dasz rady przejść przez to wszystko bez szwanku, bo takie osoby mają jeszcze bardziej pod górkę, czyż nie?

– Xander, ja... – opuściła ramiona biorąc drżący oddech.

– Jessica, posłuchaj. Tu nie chodzi tylko o Jamesa, bo młody narobił sobie sam kłopotu, i nie zwalaj winy na siebie, bo gdyby racjonalnie pomyślał, i nie działał pochopnie nie wpadłby jak dzikie zwierzę na ulicę, to po pierwsze. A po drugie też jesteś człowiekiem, i zmęczona nie zdziałasz tu nawet ani grama. Myślisz, że jak młody się wybudzi będzie chciał przy sobie wraki?

The King Of The Cross |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz