ROZDZIAŁ 44

1.7K 154 7
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Miłego czytania! 

Jessica

Kilka dni później...

Xander wrócił do rezydencji własnego dziadka na drugi dzień po wybudzeniu, i mimo, iż mierzył się z wieloma kontrowersyjnymi opiniami miał je głęboko gdzieś. Już na wejściu zadeklarował, że jeśli ktoś mu wejdzie w drogę, kiedy ten będzie mierzył w stronę Zaviera nie omieszka się jak to określił: zlikwidować szkodnika.

Brzmiał groźnie, władczo... i widziałam w nim zaślepiającą ochotę zemsty na tych, którzy postanowili go skrzywdzić. Nas, usłyszałam w podświadomości, ale szybko zmiotłam to na drugi plan.

– Szaleniec – Ava, narzeczona Hudsona wykrzywiła wargi i potarła zaokrąglony brzuszek. Była w siódmym miesiącu ciąży, i na każdym kroku żartowała, że przypomina kolejną piłkę do koszykówki. – Ami potwierdziła – dodała puszczając mi oczko.

Uśmiechnęłam się łagodnie spoglądając na zegarek. Zbliżała się dwunasta, a ja musiałam zbierać się do Jamesa. Tego dnia miał opuszczać wreszcie szpital. Cieszyłam się, ale zarazem... też martwiłam się o to jak to wszystko miało wyglądać po tym jak prawda wyszła na jaw.

James mimo, iż na początku bardzo chciał odwiedzić Xandera, jeszcze w czasie, gdy ten stacjonował w klinice, to nagle potem... miałam dziwne wrażenie, że dwunastolatek nagle odczuł blokadę wewnętrzną i zaprzepaścił temat nie wspominając już nic o odwiedzinach.

Wspomniał o nim raz, czy dwa, ale szybko urywał potem temat kładąc policzek na poduszce z obróconą do okna głową. Wpatrywał się w powiewające liście zupełnie odcinając się na moment od rzeczywistości, a ten widok...

Dla matki był czymś łamiącym. Kiedy nie potrafiłam mu pomóc, starałam się być z nim cały czas, lecz też sam miewał takie chwile, gdzie prosił mnie o pozostawienie go samego. Potrafił rzucać na mnie swoje uroki, i zawsze zgadzałam się na to, czego ode mnie oczekiwał.

Wtedy wracałam na moment do domu Edwarda, brałam prysznic, i jadłam jakieś sałatki, przez co zauważalnie zrzuciłam nadmierne kilogramy. Stres, cała ta burza działała na mnie okropnie. Odczuwałam tego skutki... i nie chodziło tu tylko o cyferki na wadze.

A potem wracałam do szpitala, siadałam przy Jamesie i próbowałam zrzucić z jego barków ciężar, który nagle się tam pojawił.

– Mam nadzieje, że nie zeszmaci mi narzeczonego – burknęła rudowłosa. Omal nie zakrztusiłam się śliną, gdy utwierdziłam się w tym, że się jednak nie przesłyszałam. – Chodzi mi o Xandera. Kiedy ta dwójka pajaców się do siebie przyklei, to miej nas Panie Boże w opiece! – złożyła dłonie jak do modlitwy.

– Ou... – nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zagryzłam wargę zaskoczona jej otwartością. Nie hamowała się, wręcz przeciwnie. To ona jako pierwsza rzuciła się na Xandera, kiedy zawitał w domu z opatrunkiem uwieszony na ramieniu Kane'a.

– Wiesz, gdzie oni się teraz podziewają? – jęknęła powoli unosząc się na proste nogi.

– Nie wiem – przyznałam słabo wzruszając ramionami. Mówiłam prawdę. Nie zamieniłam prawie żadnego słowa z Xanderem Walterem od czasu rozmowy w sali szpitalnej, która skończyła się lawiną namiętnych, ale zarazem delikatnych pocałunków.

Poprawiłam swoje miejsce niezauważalnie chcąc pozbyć się spięcia między udami, które mimowolnie narosło na samo wspomnienie tego jak... ta tęsknota wypływała z nas jak kropelki wody.

Ava już otworzyła usta mając jakieś dziwne pioruny w swoich zielonych oczach, kiedy do pomieszczenia wparował jak burza Anthony, mając w ręku etui na... czy to etui na nóż?!

The King Of The Cross |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz