Ciągnęłam za sobą ważącą jakieś pół tony walizkę, przeklinając w duchu za to, że nie zainwestowałam w nową, która posiadałaby sprawne kółka. Jedno cholerne kółko, a raczej jego brak utrudniał transportowanie jej o wiele bardziej, niż można było się tego spodziewać. Walcząc z nią niczym z godnym przeciwnikiem szłam ramię w ramię z przyjaciółką przeciskając się przez zatłoczone lotnisko.
Ludzi było tu od groma. Zbierali się niczym mrówki i utrudniali przejście w każdą możliwą stronę.
-Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że dałaś się na to namówić. - powiedziała donośnym głosem Fiona, starając się przekrzyczeć mijaną przez nas grupkę śmiejącej się młodzieży. - Nie pożałujesz! - wyszczerzyła się w uśmiechu ukazując swoje proste zęby.
Nie chciałam tego przyznać, ale powoli zaczęły dopadać mnie wątpliwości i chociaż wiedziałam, że jest już za późno na zmianę decyzji nie mogłam powstrzymać moich zdradzieckich myśli. Prześlizgiwałam wzrokiem po stłoczonych w jednym miejscu ludziach, a obserwując ich twarze dostrzegłam jedną, której nie dało się przeoczyć.
Szczupły chłopak z krótko przyciętymi, czarnymi włosami stał na samym środku lotniska, a jego cekinowa koszulka w kolorowe paski mieniła się we wpadającym przez przeszkloną ścianę słońcu, zwracając uwagę większości przebywających tutaj osób. Nie to jednak wywołało nagły uśmiech na mojej twarzy, który zmienił się w donośny rechot. Kuzyn mojej przyjaciółki, o którym wiedziałam dosłownie wszystko trzymał w obu dłoniach sporych rozmiarów karton z brokatowym napisem "Witaj w domu Fifi!" niczym prawdziwe trofeum. Dumnie wyprostowany patrzył to w lewo, to w prawo w skupieniu kogoś szukając.
Fiona szybko podążyła za moim wzrokiem, a kiedy zobaczyła czarnowłosego Luka szok na jej twarzy szybko zmienił się w głośny śmiech.
- Ja Ci dam Fifi!- wykrzyknęła w jego stronę grożąc mu palcem. - Dobrze wiesz, że nie znoszę, kiedy mnie tak nazywasz Luke.
Obserwowałam, jak chłopak wykrzywia usta w szelmowskim uśmiechu, a następnie teatralnie upuszcza karton na ziemię i rzuca się dziewczynie w ramiona. Chociaż lekki uśmiech wkradł się na moje wargi, obserwując tą dwójkę w większości odczuwałam skrępowanie. Czułam, jakbym znała Luka od lat przez wszystkie historie, które opowiadała mi Fiona, ale widziałam go po raz pierwszy. To było stresujące.
Czarnowłosy w końcu oderwał się od kuzynki, a jego wzrok spoczął na mnie. Strzepnęłam niewidzialny kurz z ubrań, próbując odwlec w czasie tą niezręczną chwilę, kiedy trzeba przywdziać na twarz sztuczny uśmiech i jak gdyby nigdy nic przedstawiać się drugiej osobie. Odchrząknęłam i wyciągnęłam przed siebie dłoń.
- Cześć, jestem Audrey. - powiedziałam najbardziej neutralnym tonem na jaki było mnie stać.
Chłopak przyjrzał mi się w milczeniu skanując każdy skrawek mojej twarzy, zaczynając od zaczerwienionych oczu, a kończąc na wymiętym dresie. Czułam się skrępowana i chciałam mieć to już za sobą. Dopiero jakby po chwili dotarły do niego moje słowa rozszerzył oczy w zdziwieniu i spojrzał roztargniony na kuzynkę.
-Czekaj to jest TA Audrey?! - wykrzyknął zdecydowanie za głośnio, przez co kilka zaciekawionych osób odwróciło się w naszą stronę. Skrzywiłam się, ale nie opuszczałam dłoni, chociaż zaczynała powoli drętwieć.
Fiona uśmiechnęła się i pokiwała głową.
Luke powrócił do mnie wzrokiem tak szybko, że byłam w szoku, że nie skręcił sobie przy tym karku po czym rzucił się do przodu zamykając w niedźwiedzim uścisku.
Matko jedyna ile ten człowiek ma siły, pomyślałam spoglądając na jego wątłe, blade ramiona.
Stałam zesztywniała i nie do końca wiedziałam jak powinnam zareagować. Po chwili oddałam jednak delikatnie uścisk modląc się w duchu, by puścił mnie jak najszybciej, bo nie mogłam oddychać.
CZYTASZ
Dancing through the storm
Teen FictionOn nie potrafi kochać, ona uczy się kochać na nowo. Lato. Czas miłości, radości i odpoczynku dla Audrey Mayfield nie jest łaskawy. Zdrada ukochanego popycha ją do spontanicznych decyzji i ucieczki z dala od problemów. Tylko czy słoneczne miasto pełn...