Rozdział 13

266 10 1
                                    

Pluskanie moich przemoczonych do suchej nitki trampków niosło się echem wśród ciszy i spokoju pogrążonego we śnie miasteczka. Z mokrych ubrań ciekła strużka wody i pozostawiała mokry ślad ciągnący się za mną aż do samego opustoszałego parkingu na który zamierzałam. Złapałam zmarzniętymi dłońmi za włosy i zacisnęłam skostniałe palce na kosmykach wyciskając z nich resztki oceanu. Oparłam się o srebrny samochód Santiago stojąc w tworzącej się pod moimi stopami kałuży, która z każdą mijającą chwilą była coraz większa i bardziej widoczna.

Przeklęłam w głos, gdy ciarki przeszły przez moje wilgotne ciało. Lekki wiatr poruszał liśćmi dmuchając prosto w moją zaczerwienioną twarz.

Nie byłam mściwą osobą. Zaliczałam się raczej do tych ludzi, którzy zbywali złe zachowanie innych i starali się ignorować kłótnie czy niesnaski. Jednak miałam swoje granice cierpliwości, a przeklęta Kelly Florence przekroczyła je dwukrotnie.

Ta dziewczyna była stuknięta.

Zimny metal maski auta wbijał mi się w plecy, gdy czekałam niecierpliwie na powrót mojej przyjaciółki. Przemoknięta, zła i zmęczona obserwowałam słabą łunę światła, którą tworzyła samotna i jedyna w pobliżu uliczna latania. Słabe światło odbijało się od połyskującego czernią auta po mojej prawej stronie.

Przewróciłam oczami na ten widok.

Ten samochód wręcz kipiał od luksusu. Stał niczym wyjęty z jakiejś gabloty, bez ryzy, szkody ani nawet najmniejszego wgniecenia. Nie znałam się na autach, nie byłam mechanikiem, ale nawet ja mogłam z łatwością stwierdzić, że jest sportowe i szybkie. Bałabym się koło niego parkować, a co dopiero siedzieć za kierownicą.

Nie wiedziałam nawet, która była godzina, bo wszyscy zgodnie zostawiliśmy komórki w samochodzie Gabriela, by ich przypadkiem nie utopić. Pomysł ten wydawał mi się niepotrzebną paniką i zbędną przesadą, ale gdybym faktycznie zabrała go ze sobą, to skończyłby na dnie wśród dziwnych, glonowatych roślin i mułu, a ja straciłabym jedyne połączenie ze światem.

Zatopiłam się więc we własnych myślach licząc na to, że czas minie szybko.

Flynn Torres uratował mi życie.

Ta myśl doprowadzała mnie do furii, wdzięczności i dziwnej konsternacji na raz.

Pomógł mi, a potem patrzył na mnie tym swoim głębokim, przeszywającym spojrzeniem, które wwiercało się w duszę i wprawiało mnie w niepokój.

Cały Torres był dla mnie dziwny i niezrozumiały.

Fiona nie chciała rozmawiać na jego temat, a nawet wypowiadanie tego imienia szło jej z trudem. Jakby bała się, że rzesza jego fanek rzuci się na nią jak tylko to słowo padnie z jej ust.

Chociaż ludzie za nim szaleli, to traktowali go z dystansem i niepewnością jakby bali się jego reakcji czy ewentualnej złości, a ja nie musiałam się specjalnie starać by to dostrzec.

I stojąc tak pośród mroku zdałam sobie sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy. Nadęty Flynn Torres zajmował zdecydowanie za dużo miejsca w mojej głowie.

***

-Luke musisz zastąpić nas w sklepie. - powiedział zmęczonym głosem Thomas, gdy wszyscy zeszliśmy na przygotowane i bosko pachnące śniadanie.

Fiona siedziała w milczeniu zajadając się tostem, a jej fioletowe sińce pod oczami i zaczerwieniony nos było widać z odległości kilku kilometrów.

Dziewczyna nie była zadowolona, kiedy zobaczyła mnie na parkingu wyglądającą jak siedem nieszczęść. Dopadła do mnie w mgnieniu oka i z paniką w oczach zaczęła wypytywać o całą sytuacją. Odpowiedziałam tylko jednym słowem, prawie zasypiając na stojąco.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz