Rozdział 30

280 7 0
                                    

Oddech się zatrzymał.

Ręce zamarły w powietrzu.

Chaos opanował moje myśli, moje ciało, moje wszystko.

Serce przestało bić na ten ułamek sekundy, który był niczym więcej jak okruchem naszego istnienia.

Chciałam wierzyć, że sobie żartuje, że zaraz wybuchnie tym typowym, suchym śmiechem, który wydawał się przesiąknięty kpiną i cynizmem, lecz jego oczy były martwe. Puste spojrzenie, zaciśnięte w wąską linię wargi, ciemne worki pod oczami i włosy pozostawione w kompletnym nieładzie były czymś zupełnie odmiennym, a ja dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.

Cisza, która zapadła między nami była ciężka niczym stukilowy głaz zrzucony na nasze barki i przygniatający nasze ciała z każdą kolejną sekundą coraz bardziej. Milczałam, gdy przetarł drżącymi dłońmi po bladej twarzy. Milczałam, gdy jego czekoladowe oczy spojrzały na mnie z bólem tak ogromnym, że nie dało się tego opisać słowami.

-Powinienem cię odwieźć. – powiedział cicho, a niski głos pozostawał twardy i nieugięty.

Zimny.

Wpatrywałam się w niego zagubiona, niezdolna do śmiechu, płaczu czy pełnego oddechu. Skoczyłam w przepaść, a teraz śmiertelny upadek zdawał się być na wyciągnięcie ręki.

Miałam wrażenie, że ściany drewnianego domu zaczynały się kurczyć, napierać na mnie z każdej strony blokując drogę ucieczki.

-Każdy to potrafi. – wyszeptałam w jego stronę tak cicho, że prawie niesłyszalnie, a gdy Flynn Torres nijak nie zareagował otworzyłam usta ponownie. – Każdy potrafi kochać.

Chłopak zerwał się na równe nogi, a jego zachowanie zaczynało mnie przerażać. Oddychał ciężko i sporadycznie jakby tylko w niektórych momentach był w stanie złapać pełen oddech. Wzrok miał rozbiegany, a pięści zaciśnięte tak mocno, że kłykcie przypominały kolorem pustą kartkę. Miałam wrażenie, że słyszę jego dudniące serce, które obija się o żebra w zawrotnym tempie.

-Nie znasz mnie! – wykrzyczał dysząc ciężko. – Nie masz pojęcia o mnie, ani o moim cholernym życiu więc przestań udawać, że wiesz o czym mówisz!

Był wściekły i złamany. Smutny i zagubiony. Chodził w te i we w tę pogrążony w swoich silnych emocjach i myślach, nad którymi zdawał się nie panować.

-To może mi wyjaśnij! – uniosłam się nie mogąc wytrzymać jego krzyku.

Wstałam z kanapy, choć podłoga nadal nieznacznie wirowała. Nie zamierzałam jednak pozwolić na to, by górował nade mną jak dzikie zwierzę nad pokarmem. Nie zamierzałam być słabsza, nawet jeśli w tym starciu nie miałam szans.

-Może otwórz się na tyle bym cię poznała! – wykrzykiwałam mu w twarz.

Miałam dosyć tej gry w kotka i myszkę. W cokolwiek się bawił miałam tego serdecznie dość. Czułam się jak marionetka popychana to w jedną, to w drugą stronę zupełnie bez celu.

-Wcale tego nie chcesz. – powiedział już nieco spokojniej, ale jego głos był przesiąknięty pogardą.

Nie była ona jednak skierowana do mnie, ale do samego siebie. Widziałam ból w jego ciemnych oczach, widziałam zwątpienie i niechęć, chociaż zupełnie ich nie rozumiałam.

-Jestem puszką Pandory, której nie powinnaś otwierać.

Ciarki opanowały całe moje ciało, gdy zdałam sobie sprawę z tragicznej prawdy. Bo Flynn Torres nie rzucał tych słów na wiatr, by mnie od siebie odepchnąć, mówił to bo w nie wierzył i chyba to przeraziło mnie najbardziej.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz