Rozdział 24

263 5 0
                                    

Spodziewałam się, że trafimy na plażę. Nie wiem jednak dlaczego byłam taka zdziwiona, gdy znów zostałam zaciągnięta na jej prywatną część należącą tylko i wyłącznie do niego.

Własna, prywatna, osłonięta od świata zewnętrznego plaża.

Cholera, czasem zapominałam, że jest bogatym dupkiem, a nie tylko dupkiem.

Auto zatrzymało się przy małym, drewnianym i przytulnym domku, który przy tak luksusowym pojeździe prezentował się nader...licho. Wyglądał tak rodzinnie i wakacyjnie, zupełnie niepodobnie do wszystkiego czym otaczał się Torres. Miałam tylko nadzieję, że jego mieszkaniec nie wybiegnie zaraz przez drzwi z krzykiem. Był w końcu środek nocy, a my mogliśmy zakłócać właśnie czyiś sen.

A może był opuszczony?

Właściwie skoro plaża należała do chłopaka, który siedział właśnie obok mnie i zaciskał dłonie na skórzanej kierownicy jakby coś mu zrobiła, to czy dom też nie był jego?

Z drugiej strony to zupełnie nie miałoby sensu skoro byłam w domu Torresa, który przypominał raczej nowoczesny pałac, a nie wakacyjną chatkę. Budynek, który teraz stał pośród mroku był czymś zgoła przeciwnym.

Wysiadłam z samochodu nie czekając na chłopaka. Nie zamierzałam dawać sobą pomiatać bardziej niż już to robiłam, a tym bardziej siedzieć niczym wyszkolony pies i czekać na pozwolenie. Skoro sam wyciąga mnie z łóżka w środku nocy, to sam też będzie musiał się ze mną użerać. A musiałam przyznać, że humor miałam dzisiaj parszywy.

Szara kostka brukowa odcinała się od wszechobecnego piasku, który otaczał mały budynek, a ja rozejrzałam się wkoło ledwo powstrzymując dreszcze niepokoju.

Klimat, który panował tu w nocy wcale nie był już taki bajkowy zwłaszcza z Flynnem Torresem trzaskającym czarnymi, błyszczącymi drzwiami auta, o które dbał bardziej niż można się było tego spodziewać.

Mimo jasnej, gwieździstej nocy czułam się nieswojo pośród wysokich drzew, które wyglądały jeszcze straszniej, gdy oświetlały je światła stojącego za mną pojazdu. Dwa reflektory sprawiały, że cały otaczający mnie świat przypominał obraz rodem z jakiegoś horroru, a to wrażenie tylko potęgowały głośne kroki chłopaka.

Odwróciłam wzrok w jego stronę i dopiero teraz zauważyłam szczegóły, które wcześniej musiały mi zwyczajnie umknąć. Włosy miał w nieładzie, a oczy podkrążone jakby nie spał przez dłuższy czas. Spojrzenie jednak pozostało tak samo twarde i zimne jak wcześniej.

-Po co tu przyjechaliśmy? – zapytałam marszcząc brwi.

Wyglądał tak samo, a jednak inaczej.

- Nauczyć cię pływać. – odpowiedział, a ja przewróciłam oczami słysząc po raz kolejny to niedorzeczne zdanie.

-Daj spokój Torres. Jest ciemno, a nawet ja wiem, że pływanie w nocy jest głupotą. – odpowiedziałam unosząc brwi do góry. – Nie zamierzam zginąć, a tym bardziej w twoim towarzystwie. – dodałam opierając się o bok samochodu.

Wściekły wzrok, który na mnie spoczął szybko jednak ustawił mnie do pionu.

Matko, ten chłopak miał obsesje na punkcie tej bryki.

- A kto powiedział, że zginiesz? – zapytał, a kącik jego ust uniósł się ku górze zupełnie jakby wizja mojej śmierci była dla niego zabawna.

-Okoliczności? Twoja obecność? Mój wewnętrzy duch? – zaczęłam wyliczać, zaplatając ręce na piersi w bojowej postawie.

Torres parsknął cicho.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz