Rozdział 15

270 8 4
                                    

Przeklinałam się w myślach tak siarczyście, że zaczynałam się zastanawiać skąd znałam tak okropne słowa, które właśnie przewijały się przez mój umysł.

Czy była to wina pracy po nocach w pubie pełnym pijanych i zdenerwowanych mężczyzn?

Czy może była to wina Jamesa, który w złości używał ich jak przeciwnika w pełnym zdaniu?

Nie miałam pojęcia skąd wzięły się one w moim umyśle, ale w tym momencie wydawały mi się bardzo przydatne.

Nie wiem dlaczego nie wpadłam na to, że domówka na cześć zwycięzcy półfinału, którym był Flynn Torres odbędzie się akurat w domu zwycięzcy czyli o zgrozo u Flynna Torresa.

Dlatego kiedy podjechaliśmy pod jego dom cali i zdrowi mimo, że za kierownicą siedział Luke doznałam prawdziwego deja vu.
Ludzie tłoczący się na zewnątrz jak i wewnątrz budynku palili, pili albo krzyczeli do siebie nawzajem. Muzyka dudniła z głośników, które pewne kosztowały fortunę tak jak wszystko co było związane z tym chłopakiem, a podpici już goście wznosili toasty ku czci Torresa komplementując go na każdym kroku, albo unikali go jak ognia.

Nie miałam zamiaru wycofywać się teraz jak ostatni tchórz i przyznawać racji Fionie, która zadowolona bujała biodrami na boki w takt muzyki, bo wyszła bym na jeszcze większą idiotkę niż w rzeczywistości byłam.

Wpakowałam się do jaskini lwa po raz drugi, tym razem jednak w pełni świadoma tego co robię.

Nie miałam pojęcia czy życie było mi aż tak niemiłe czy raczej moja duma zabiłaby mnie gdybym teraz wycofała się i wróciła do domu.

Nie zawróciłam z obu tych powodów i jeszcze jednego, który zaważył na mojej decyzji.

Chciałam udowodnić samej sobie, że nie jestem nudną, samotną Audrey ze złamanym sercem.

Dlatego stałam na prowizorycznym parkiecie, za który służył ogromny salon razem z przyjaciółką i poruszałam się w rytm puszczanych kawałków dając upust wszystkim kotłującym się we mnie emocją i usilnie starałam się unikać właściciela domu.

Szło mi świetnie.

Widziałam Torresa może raz, gdzieś daleko ode mnie, gdy flirtował z nikim innym jak z moją niedoszłą zabójczynią. Jej czarne włosy mignęły mi gdzieś przed oczami, a ja robiłam wszystko co w mojej mocy by nie rzucić się na nią z rękoma.

Psychopatka.

Luke bawił się z nami, a raczej niedaleko nas wywijając na parkiecie z Joshuom. Chłopak był naprawdę miły i wyjątkowo spokojny w porównaniu do czarnowłosego. Jego blond włosy podskakiwały przy dziwnych wygibasach, do których zmuszał go Luke ze śmiechem, a on wcale nie oponował.
Szczupłe ale umięśnione ciało uwydatniała brązowa koszulka, a z karku zwisał mu naszyjnik z muszelek.

Mimo, że był dobre dziesięć centymetrów niższy od Luka nie wydawał się przejmować tym faktem ani odrobinę. Bawili się razem świetnie i było to widać gołym okiem.

Ja też bawiłam się nieźle i nie była to zasługa kilku wypitych kieliszków. Fiona zapewniała mi towarzystwo, a muzyka trafiała w moje gusta.

Przestałam nawet w pewnym momencie przejmować się Torresem czyhającym na mnie na każdym kroku. Czy mógłby mi coś zrobić na oczach tych wszystkich ludzi? Wątpię.

Wszystko toczyło się wręcz wspaniałe, aż do momentu przybycia Gabriela, który porwał moją towarzyszkę do tańca uśmiechając się do mnie półgębkiem.

Nie zatrzymywałam jednak Fiony na siłę, mimo że czekała w milczeniu na moją zgodę jakby nie chciała zostawiać mnie samej w zgiełku tych wszystkich osób. Wiedziała, że ostatnim razem nie byłam z tego zadowolona. Tym razem jednak znałam drogę do domu i nie zamierzałam gubić przyjaciół, których miałam na oku. Przytaknęłam więc Fionie z uśmiechem i powróciłam do zabawy patrząc jak oddała się uśmiechnięta w objęciach surfera.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz