Głuchy dźwięk ciężkich kroków stawianych na drewnianym ganku był jedyną oznaką zwiastującą mój powrót do rodzinnego domu Martinów. Przemoczone buty chlupotały z każdym ruchem, a mokre skarpetki przykleiły mi się do stóp.
Otworzyłam białe drzwi wzdychając głośno ze zmęczenia i irytacji wiedząc, że to połączenie nie było najlepszym początkiem dnia. Było najgorszym, zwłaszcza, że wliczało się w to oglądanie twarzy Torresa od samego świtu i fakt, że musiałam zwlec się z łóżka o wiele wcześniej niż zwykle.
Wiedziałam, że kiedy jestem niewyspana, to moje marudzenie jest nieznośne, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Zorientowałam się, że coś było nie tak, gdy zamiast zaspanych domowników zobaczyłam Luke i Fionę nakrywających do stołu. Biały obrus nie miał żadnych odgnieceń, a poukładane na nim w równiutkim rzędzie talerze pasowały kolorystycznie do reszty zastawy. Przy stole było sześć miejsc. Jedno było już zajęte przez siedzącą do mnie tyłem, starszą kobietę w schludnie upiętych, siwych włosach.
Trzasnęłam drzwiami odrobinę za mocno, by ukryć swoją obecność i czmychnąć niczym przestraszona mysz do swojego tymczasowego pokoju. Twarze wszystkich osób odwróciły się w moją stronę, a ja skupiłam swój rozbiegany wzrok na naznaczonej zmarszczkami kobiecie. Jej zielone oczy, chociaż podobne do Fiony były bardziej oceniające i surowe. Równe, cienkie brwi miała nieznacznie uniesione ku górze, a szczupłe ramiona okrywała beżowa marynarka.
-Matko jedyna co Ci się stało? – zapytała Fiona rozdziawiając usta na mój widok.
Wcale jej się nie dziwiłam.
Moje włosy po styczności ze słoną wodą przypominały siano, ubrania w połowie wyschły, ale miały na sobie mokre plamy, a buty zostawiały ślady wszędzie, gdzie tylko dotknęły podłogi.
-Ja...- zaczęłam spoglądając raz na nią, a raz na dziwnie wpatrującą się we mnie kobietę. Jej wzrok przypominał mi bazyliszka.
Nie miałam pojęcia co powiedzieć.
-Nieważne. – odpowiedziała za mnie Fiona, pokonując dzielącą nas odległość w paru długich krokach. – Audrey poznaj moją babcię Giselle, o której ci tyle opowiadałam. – dodała z dziwnie sztucznym uśmiechem, który wyglądał jak skurcz mięśni szczęki.
Kobieta siedząca przy stole wstała mierząc mnie czujnym wzrokiem. Spięłam się widząc jej zaciśnięte w wąską linię usta.
-Miło mi Panią poznać. – powiedziałam uprzejmie z lekkim uśmiechem na ustach.
Giselle jednak nie odezwała się ani słowem, wracając wzrokiem do mojej zmęczonej twarzy.
-Umiesz grać w karty? – zapytała nagle, nie odrywając wzroku od moich oczu.
Stała wyprostowana jak struna, dumnie wypinając pierś do przodu.
-Giselle! – krzyknął Luke siedząc na jednym z drewnianych krzesełek. – To chyba nie jest pytanie, które powinnaś zadawać nieznajomym. – dodał starając się nie wybuchnąć śmiechem.
Kobieta prychnęła zupełnie go ignorując.
Oderwałam oczy od jej dziwnie przeszywającego wzroku i spojrzałam niepewnie na moją przyjaciółkę.
-Tak. – odpowiedziałam, gdy nie dostrzegłam na jej twarzy żadnych znaków ostrzegawczych.
Giselle przyklasnęła w dłonie i oblizała wargi pokryte błyszczącą pomadką.
-W takim razie dogadamy się bez problemu, droga Audrey. – powiedziała rozciągając usta w subtelnym uśmiechu.
Nie wiedziałam czy mam zacząć się śmiać, czy może bardziej obawiać.
CZYTASZ
Dancing through the storm
Teen FictionOn nie potrafi kochać, ona uczy się kochać na nowo. Lato. Czas miłości, radości i odpoczynku dla Audrey Mayfield nie jest łaskawy. Zdrada ukochanego popycha ją do spontanicznych decyzji i ucieczki z dala od problemów. Tylko czy słoneczne miasto pełn...