Rozdział 27

265 5 0
                                    


-Proszę. – powiedziała moja przyjaciółka, patrząc prawie jak kot ze Shreka.

Jej maślane oczy były skupione wprost na mnie.

- Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć co będzie dalej. – odpowiedziałam wgryzając się w kolejny kawałek chrupiącego tosta, który od kilku dnia stanowił moje ulubione śniadaniowe danie.

-Nie bądź bucem. –odgryzła się popijając mrożoną kawę, siedząc naprzeciwko mnie przy okrągłym stole. – To będzie zadośćuczynienie za dokonane zbrodnie. – dodała mrużąc groźnie oczy.

Skruszona opuściłam wzrok, bo mimo, że minęło już kilka dni od całego incydentu, to wyrzuty sumienia nadal pożerały mnie żywcem.

-Dlaczego ostatnio wszystkie ciekawe rzeczy dzieją się bez mojego udziału, co?- zapytał oburzony Luke z neonowo pomarańczowym cieniem na dolnej powiece.

Nie miałam pojęcia dlaczego wyglądał dzisiaj jak mandarynka, ale monochromatyczny strój zdecydowanie rzucał się w oczy.

-Bo jesteś zbyt zajęty Jochuą. – odparowała Fiona nawet na niego nie zerkając

-Wcale nie! – wykrzyknął wzburzony jej oskarżeniami.

Kuzynka rzuciła w jego stronę spojrzenie mówiące „błagam cię, nawet nie zaprzeczaj".

-No dobra może odrobinę. – sprostował pod naporem jej zielonych oczu.

Uśmiechnęłam się pod nosem słuchając ich codziennym i niezmiennym sprzeczek. Ta dwójka chyba nie potrafiła inaczej funkcjonować.

-Nadal nie mogę uwierzyć, że poznałaś Flynna Torresa. – wyrzucił z siebie chłopak. – I do tego przeżyłaś. – dodał podekscytowany, zupełnie jakby to było coś dziwnego.

Prawie umarłam dławiąc się kawałkiem ciepłego, chrupiącego pieczywa.

-Dlaczego miałabym nie przeżyć? –wysapałam marszcząc brwi.

Moja twarz zapewne była cała czerwona od kaszlu i prób zaczerpnięcia powietrza.

Luke zaśmiał się dziwnie, a Fiona spojrzała na mnie jak na niespełną rozumu.

-To w końcu Torres. Jest bogaty, wpływowy i do tego ma nierówno pod sufitem, a jakby tego było mało, to traktuje ludzi jak zabawki. – zaczął wymieniać, a ja przewróciłam oczami słysząc to wszystko.

Mogłabym przysiąc, że gdyby Torres usłyszał te słowa, to pełny samozadowolenia, krzywy uśmiech znalazł by się na jego twarzy szybciej niż byłabym na to gotowa.

-I jest dupkiem. – dodałam zupełnie szczerze, krusząc na drewniany blat stołu.

Fiona pokiwała głową na moje słowa, a Luke zacisnął usta w wąską linię. Chłopak nie wytrzymał jednak długo w milczeniu, które zapadło.

- I do tego siedziałaś w jego samochodzie! – wykrzyknął rozemocjonowany. – Porsche 918 Spyder, przecież to już brzmi jak cudo. – ekscytował się zupełnie jak dziecko. – Chciałbym powiedzieć, że to auto kosztuje fortunę, ale myślę, że byłaby to dla niego obraza. Wiecie czemu ma w nazwie 918? – zapytał.

Gdy żadna z nas nie raczyła odpowiedzieć na jego pytanie westchnął cierpiętniczo wznosząc oczy ku niebu.

-Matko i to właśnie ty doznałaś zaszczytu siedzenia w tej maszynie. Za jakie grzechy świat jest taki niesprawiedliwy. – zaczął narzekać i użalać się nad samym sobą. – Nie dość, że to auto zostało wyprodukowane jako seria limitowana, to jeszcze było tylko 918 sztuk. Moc tego silnika, to jakaś najprawdziwsza bajka, a do tego 7-biegowa skrzynia sekwencyjna. Nawet jako gej mam ochotę pocałować ten błyszczący, czarny lakier.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz