Rozdział 25

280 8 3
                                    

Zimno, szok i czerń.

Moje ciało ześlizgnęło się z płaskiej powierzchni i zderzyło z lodowatą taflą wzburzonego oceanu.

Serce przestało rytmicznie obijać się o moje żebra, a przerażenie, które we mnie wstąpiło, było nagłe i bezlitosne. Chyba właśnie umierałam na zawał, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdy racjonale myślenie i zimna kalkulacja przestały istnieć. Panika wdarła się do mojego umysłu szybko i niepostrzeżenie. Zaczęłam wymachiwać kończynami, miotając się w chaosie zupełnie bez celu. Wszędzie była bezdenna pustka, która pochłonęła mnie całkowicie, odcinając wszelkie drogi ucieczki.

Gdzie była góra?

Gdzie było dno?

Wszystko wyglądało tak samo, a wzburzona woda utrudniała moje nieudolne próby wypłynięcia na powierzchnię.

Silne męskie dłonie złapały mnie w tali, a zimne powietrze zderzyło się z moją mokrą twarzą. Oczy miałam szeroko otwarte, a źrenice powiększone do tego stopnia, że nie było widać błękitnych tęczówek. Słona woda spływała mi po czole, a jej posmak czułam na odrętwiałych wargach i języku.

-Spokojnie. – powiedział niskim głosem, tak miękkim i czułym, że skupiłam roztargniony wzrok na jego twarzy.

Usta miał zaciśnięte i teraz tworzyły wąską linię, a brwi zmarszczone w grymasie. Nie odrywał wzroku od mojej twarzy, jakby chciał się upewnić, że żyję. Deska surfingowa pływała gdzieś obok, ale ja zupełnie nie zwracałam na nią uwagi. Moje nogi nie dotykały dna, a broda zanurzała w oceanie, gdy fale rozbijały się o nasze ciała.

Strach, który odczuwałam był tak silny, że wszystko inne przestało mieć dla mnie znaczenie. Przykleiłam się do twardego ciała Torresa, oplatając nogami jego biodra tak mocno, że zaczynałam tracić w nich czucie.

Chłopak wydał z siebie jakiś dźwięk, ale ja byłam za bardzo skupiona na przetrwaniu, by słyszeć cokolwiek poza własnym, świszczącym oddechem.

-Chcę wyjść. – wysapałam spomiędzy zaciśniętych zębów, dociskając trzęsące się dłonie na jego umięśnionych barkach.

Torres milczał, zastygł niczym kamień utrzymujący nas na powierzchni.

-Proszę. – wysapałam spoglądając mu w oczy.

Musiałam być dla niego żałosna. Tak bardzo płochliwa i żenująca, że nawet nie zamierzał się do mnie odzywać. Wpatrywał się tylko tym świdrującym wzrokiem, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot albo dostrzec wszystko co czai się w środku.

Jego ciało drgnęło, gdy poruszył długimi nogami, powoli płynąc do brzegu. Przycisnęłam się do niego jeszcze bardziej, utrudniając mu wykonywanie jakichkolwiek ruchów starając się wspiąć po nim, jak po drabinie, by woda już nigdy więcej nie zakryła mi twarzy i nie odebrała dostępu do powietrza.

-Spójrz na mnie. – powiedział tak cicho, że szum fal prawie zagłuszył jego słowa.

Nie słuchałam. Chciałam wyjść z wody. Chciałam poczuć piasek pod stopami bezpiecznie stojąc poza zasięgiem oceanu.

-Audrey, spójrz mi w oczy. – powiedział ostrzej, a moje imię w jego ustach brzmiało tak... inaczej, że skupiłam na nim szklany wzrok.

Wypowiedział je chyba pierwszy raz.

Byłam na granicy płaczu i paniki.

-Dobrze. – prawie wyszeptał. – Trzymam cię i nie zamierzam pozwolić, by cokolwiek ci się stało.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz