Rozdział 16

267 8 2
                                    

Ten krwawy uśmiech prześladował mnie w snach jak i na jawie. Nie mogłam zasnąć, gdy razem z Fioną i Lukiem wróciliśmy do domu i bez słowa rozeszliśmy się do swoich pokoi.

Moja przyjaciółka nie widziała całego zdarzenia. Zaszyła się z Gabrielem w ogrodzie i wróciła, gdy wszystko już się zaczęło. Luke natomiast... Sama nie wiem ile widział i co o tym wszystkim myślał, ale byliśmy za bardzo zmęczeni, by o tym dyskutować.

Gdy zakopałam się pod kołdrą obie ręce nadal mi drżały. Nie wiedziałam czy była to wina uchodzącej ze mnie adrenaliny, szoku, strachu czy wszystkiego po trochu, ale trzęsłam się pod pościelą mimo panującego gorąca.

Kiedy zamykałam oczy widziałam go. Flynn Torres stał jak gdyby nigdy nic, a jego uśmiech przeprawiał mnie o dreszcze. W jego oczach odbijała się wściekłość mimo stoickiego spokoju wypisanego na pobladłej twarzy. Na białych, prostych zębach lśniła czerwona krew. Dlatego kręciłam się z boku na bok zaciskając co jakiś czas powieki.

Wiedziałam, że byli wrogami, wiedziałam że się nie lubią. Ba! Nienawidzą tak bardzo, że nie mogli przebywać w jednym pomieszczeniu, ale nie spodziewałam się czegoś...takiego.

Ashton zachowywał się okrutnie, a jedyne co mogło go tłumaczyć to buzujący w jego żyłach alkohol i wściekłość, natomiast Torres...
On był precyzyjny i brutalny.

Nie znałam powodu jego wybuchu, ale ta chłodna maska obojętności w ułamku sekundy pękła ujawniając chaos i cierpienie, które nosił pod spodem.

Dla ludzi był autorytetem, którego nie wolno było podważać, a ci śmiałkowie, którzy byli odważni na tyle, by to zrobić są albo szaleni albo za bardzo zadufani w sobie by dostrzec czyhające zagrożenie.

***

Siedziałam zatapiając się w miękki materiał stojącej w salonie sofy, a w zimnych dłoniach trzymałam miskę wypełnioną po brzegi moimi ulubionymi czekoladowymi lodami. Świat w takich chwilach stawał się lepszy, mniej przytłaczający. Przy mnie, w identycznych pozycjach znajdowali się moi przyjaciele. Bo właśnie tak zaczęłam nazywać Luka, chociaż z początku nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Przyjaciel.

Niewielu ludzie określiłabym takim mianem. To słowo miało dla mnie znaczenie ogromne, prawie porównywalne do tak prostych, ale ważnych słów - Kocham Cię.

Były nadużywane i traciły na wartości, kiedy mówiono je z przymusu czy manipulacji.

Słyszymy je często i cieszymy się, że ktoś ceni nas tak wysoko, że jesteśmy dla kogoś tak ważni tylko po to, by jakiś czas później boleśnie zdać sobie sprawę, że nie miały one żadnego, nawet najmniejszego znaczenia. Często są rzucane na wiatr, a my chwytamy się ich jak ulotnej nadziei.

Bo przecież tonący brzytwy się chwyta, prawda?

Może właśnie tym są ludzie.

Może wszyscy tak naprawdę tonęliśmy na swój własny sposób i raniliśmy siebie nawzajem.

Miłość i przyjaźń od zawsze były czymś cennym. Cenniejszym od pieniędzy, złota czy diamentów. Były walutą, która dawała wszystko równie łatwo jak zabierała i zostawiała z niczym. Dlatego nie ufałam wielu osobą. Wiele ludzi mnie skrzywdziło mimo, że ich kochałam, że uważałam ich za swoich przyjaciół, a oni usilnie wmawiali mi, że czują to samo. Mimo że uważałam ich za rodzinę.

Siedziałam jednak z nimi - moimi przyjaciółmi i nie żałowałam, że właśnie oni są ze mną.

Nie żałowałam nawet wtedy, gdy Luke upuścił łyżkę wysmarowaną brązową mazią wprost na moje ulubione dresy zostawiając na nich ogromną plamę, ani wtedy, gdy Fiona zdradziła zakończenie lecącego na ekranie filmu, który wspólnie oglądaliśmy dyskutując przy tym donoście.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz