Rozdział 10

301 9 0
                                    

-Czemu stoisz tu jak kołek, ślicznotko? - głos Luka wyrwał mnie z chwilowego osłupienia i sprawił, że wróciłam myślami do rzeczywistości.

Spojrzałam na stojącego nieopodal szatyna starając się opanować buzujące we mnie emocje.

Jego zaczerwienione usta i maślane spojrzenie uspokoiły moje zszargane nerwy i pochłonęły myśli na tyle, by Flynn Torres nie zajmował w nich pierwszego miejsca.

Widziałam jego delikatny, rozmarzony uśmiech i coś czego nie potrafiłam określić. Nie wiedziałam co dokładnie uległo zmianie, ale Luke wyglądał zupełnie inaczej niż wcześniej, był... Podekscytowany.

Dopiero teraz przypomniało mi się, że identyczny wyraz twarzy miał po imprezie. Zupełnie wypadło mi to z głowy.

-To ten chłopak prawda? - zapytałam, chociaż byłam pewna, że mam rację.

Luke zmarszczył nieznacznie brwi chowając dłonie do kieszeni szortów. Bujał się to w przód, to w tył jakby poruszany temat wprawiał go w niezręczność, albo o zgrozo, nieśmiałość.

Zdałam sobie jednak sprawę, że były to tylko pozory, a Luke McKinley nie wstydził się niczego jeśli chodziło o związki.

-Oj zdecydowanie. - rzucił, zerkając na mnie z uśmiechem tak szerokim, że widać mu było białe, proste zęby. - Gdybyś tylko wiedziała jak całuje, albo że robi taką dziwną sztuczkę gdy jego język...

-Zamilcz, nic nie słyszę! - wykrzyczałam zatykając uszy dla lepszego efektu.

Chłopak zaśmiał się głośno.

-Tylko nie mów, że jesteś taka wstydliwa. - powiedział nadal chichocząc pod nosem.

Pokręciłam energicznie głową na boki przez co niesforne blond kosmyki wysunęły się z upięcia i opadły na moje zarumienione policzki.

-Nie chce znać szczegółów! Będę miała traumę do końca życia. - stwierdziłam chociaż lekki uśmiech nie schodził mi z ust.

W głębi duszy cieszyłam się, że Luke znalazł kogoś, kto wyzwala w nim takie uczucia i reakcje. Znałam jego historię. Ba! Sam mi ją opowiadał któregoś spokojnego wieczoru, gdy razem z Fioną oglądaliśmy Titanica i zajadaliśmy się lekko spalonym popcornem.

Był dobrym chłopakiem. Trochę roztrzepanym i impulsywnym w czym ani trochę nie różnił się od swojej kuzynki, ale zasługiwał na kogoś, kto odda mu całe swoje serce i nie będzie się wstydził łączącego ich uczucia.

Luke wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem i rozbawieniem wypisanym na twarzy.

-Przyznaj, że jest niebiańsko przystojny, Audrey. - zaczepiał mnie, dźgając palcami prosto w żebra.

Piszczałam, ale Luke nic sobie z tego nie robił.

Podniosłam więc obie dłonie do góry w geście kapitulacji.

-Dobra przyznaję! Przyznaję! - wykrzyczałam, a chłopak jak za sprawą magicznej różdżki uspokoił się niemal natychmiastowo.

-Wiedziałem. - powiedział tylko, jakby wcale nie potrzebował mojego potwierdzenia.

Był niemożliwy.

Cóż nie mogłam odmówić temu surferowi urody. Długie blond włosy opadały mu na plecy, a opalone ciało prezentowało się bez zarzutu. Jednak nie uważałam go za jakieś bóstwo.

Nie przypominał mojego Jamesa, w którym zakochałam się po uszy w liceum. Jego złote, krótko ścięte włosy i zwyczajna sylwetka nie były czymś przez co dziewczyny mdlały, ale dla mnie były wystarczające. Stevens nie był może typem mężczyzn, których twarze były na plakatach i okładkach magazynów. Nie miał sześciopaka i nie był niesamowicie wysoki, ale kocham go całym sercem.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz