Rozdział 21

245 5 1
                                    

Od początku czułam, że cały ten jego genialny wprost pomysł nie mógł się udać. Nie wiem na co sama liczyłam.

Pieprzony cud?

Nagłe otrzymanie mocy syreny?

Pojawienie się skrzeli?

W tym momencie wolałam być pod wodą niż nad nią, bo ona chociaż tłumiła wredne docinki Torresa, który stał po pas w wodzie starając się utrzymać mnie na jej powierzchni.

Ani trochę mu to nie wychodziło.

- Jesteś jeszcze gorsza niż mi się początkowo zdawało. - stwierdził, gdy po raz kolejny opadłam na dno i zaczęłam w panice wymachiwać rękoma i nogami na wszystkie strony.

Żadna z jego złotych rad nie działała, a tylko przerażała mnie bardziej.

Staraj się nie tonąć, powiedział gdy po raz pierwszy próbowałam unosić się na wodzie.

Cóż jego słowa nie miały magicznej mocy i wcale mi nie pomogły.

Kurczowo zaciskałam więc skostniałe palce na jego umięśnionym ramieniu próbując nie dotykać dna stopami, ani za bardzo nie skupiać się na jego ciepłej skórze.

Mokre ubrania krępowały moje ruchy i utrudniały już i tak niewykonalne zadanie.

Z mojego gardła wydobył się ryk frustracji.

-Może jak przestaniesz mnie obrażać, to pójdzie mi lepiej. - powiedziałam przez zaciśnięte z całej siły zęby.

Nie podobało mi się spędzanie poranka w jego towarzystwie, ale czy miałam jakikolwiek wybór?

Kamienna twarz chłopaka nie zmieniła się ani odrobinę.

-Przestanę cię obrażać jak zacznie wychodzić ci cokolwiek. - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. - Chociaż nie, nawet wtedy to się nie zmieni. - dodał bezproblemowo stawiając opór falom, które próbowały porwać nas w bezkresną toń błękitnego oceanu.

Serce biło mi jak szalone, ale nie zamierzałam dać poznać po sobie strachu. Wiedziałam, że wykorzystałby to prędzej czy później przeciwko mnie.

Większa fala, która nadeszła niespodziewanie odbiła się od moich pleców zakrywając na ułamek sekundy głowę. Mokre włosy przykleiły mi się do twarzy, a ja w przerażeniu zachłysnęłam się słoną cieczą.

Próbowałam wykrztusić z siebie wodę, a oczy zaszły mi łzami.

Bałam się.

Kiedy moje płuca w końcu zaczerpnęły świeżego powietrza, a ja ponownie mogłam łapać oddech spojrzałam na trzymającego mnie w stalowym uścisku chłopaka.

Choć z początku wydawał się przejęty i zmartwiony złudne wrażenie prysło szybko, niczym mydlana bańka.

Obserwował mnie zupełnie niewzruszony, a wręcz znudzony jakby zupełnie nie interesowały go moje uczucia.

Miałam dość.

-To koniec. - powiedziałam ochryple przez podrażnione gardło.

Torres, którego tęczówki przypominały gorzką czekoladę spojrzał na mnie sceptycznie jakbym mówiła od rzeczy.

-Skończymy, kiedy uznam to za stosowne. - odpowiedział zupełnie ignorując moje słowa.

Prychnęłam w odpowiedzi przypominając wściekłego, mokrego kota.

-Chyba sobie ze mnie żartujesz. - prawie warknęłam, ledwo powstrzymując swoją złość.

-A wyglądam jakbym żartował? - zapytał przypominając jakąś cholerną oazę spokoju i ignorancji.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz