Rozdział 4

361 5 0
                                    

Pobudki o świcie nigdy nie należą do najlepszych. Ba! Kwalifikują się do jednych z najgorszych możliwych momentów życia. Świadomość tego, że za kilka chwil musisz odkopać się spod ciepłej kołdry i zderzyć z przytłaczającą rzeczywistością spada na ciebie niczym grom z jasnego nieba i psuje całkowicie resztę dnia.

Nie obudziło mnie jednak słońce, które przebijało się przez grube zasłony i wpadało do sypialni przez otwarte okno. Nie był to też wszechobecny upał panujący pomimo wczesnej godziny.

Fiona wpadła przez drzwi wyrywając mnie z błogiego snu i brutalnie wciągnęła z powrotem do rzeczywistości.

-Wstawaj śpiochu! Idziemy na plażę. - powiedziała zrywając ze mnie cienką kołdrę.

Głuchy warkot wydobył się z moich ust, kiedy zaspana otworzyłam oczy.

-Wiesz, która jest godzina? - wybełkotałam zaspana, bo byłam przekonana, że jest za wcześnie na takie pobudki.

-Już po ósmej.

Przeklęłam w myślach.

-Chciałaś powiedzieć dopiero po ósmej.

Przez większość nocy nie mogłam zasnąć, a kiedy już mi się udało na dworze zaczynało świtać.

Odwróciłam się tyłem do intruza i zamknęłam ponownie oczy. Nie miałam zamiaru wstawać dopóki na zegarze nie wybije dziesiąta, a moje ciało samo nie zacznie protestować i zmuszać do opuszczenia miękkiego niczym chmurka materaca.

-Idziemy na plażę Audrey. Musisz poznać Huntington Beach od najlepszej strony, a co może być lepsze niż gorący piasek i szum fal od rana?- powiedziała rozmarzonym głosem.

Czy ona pyta poważnie?

-Spanie? - zapytałam na pół przytomna.

-Wstawaj. Masz dziewiętnaście lat i całe życie przed sobą. - zaczęła tym swoim motywującym tonem głosu, który przez większość czasu działał mi na nerwy.

-Przeżyłam już dziewiętnaście lat i należy mi się chwila odpoczynku - Sprostowałam.

-Czasem brzmisz jak moja babcia i szczerze mnie to przeraża. - powiedziała zerkając na mnie z ukosa.

-W takim razie twoja babcia musi być cudowną i inteligentną kobietą.

Z bólem serca podniosłam się do pozycji siedzącej i rozciągnęłam zastygłe mięśnie. Potargane włosy sterczały mi na wszystkie strony tworząc nie małą szopę na głowie, która wyglądem przypominała ptasie gniazdo. Poduszka odcisnęła się na połowie mojej twarzy, a żołądek błagał, by dostarczyć mu jakiś pokarm. Łagodnie mówiąc byłam wrakiem człowieka i wcale mi to nie przeszkadzało.

Doskonale wiedziałam, że jeśli Fiona uparła się na plażę o ósmej rano, to cokolwiek by się nie działo dostanie plażę o ósmej rano. Z doświadczenia zdawałam sobie sprawę, że pomimo moich protestów będzie stała nade mną i wierciła przysłowiową dziurę w brzuchu tak długo, aż nie ulegnę. A ulegałam za każdym razem.

-Giselle ma osiemdziesiąt lat, popija whisky z kryształowej szklanki i przegrywa cały swój majątek grając w pokera z emerytami. - powiedziała odchrząkując. - Idealny wzór do naśladowania, nie ma co.

Jej sarkastyczny ton i obraz babci, która zawzięcie gra w karty rozbawił mnie na tyle, że na moich ustach zamajaczył lekki uśmiech, który można było porównać do cudu o tak wczesnej godzinie.

-W takim razie jest jeszcze lepsza niż myślałam. - odpowiedziałam poważnym głosem, chociaż ledwo powstrzymywałam się od śmiechu

-Zmienisz zdanie, kiedy ją poznasz. Ta kobieta to istne tornado.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz