Rozdział 9

289 6 0
                                    

Pot spływał mi po plecach, gdy przeciskałam się między ludźmi w poszukiwaniu chwili świętego spokoju. Piasek przesypywał się pod bosymi stopami i parzył w skórę niczym rozgrzany do czerwoności węgiel. Krzyki i wrzawa nie miały końca, tak samo jak te zawody. Nie miałam pojęcia ilu uczestników brało udział, ale zdążyłam się zorientować że starcia między Torresem, a Reidem były punktem kulminacyjnym dzisiejszego dnia.
Oni się nienawidzili i mówili o tym dosłownie wszyscy. Ktokolwiek by się nie odezwał te dwa nazwiska były słyszalne wszędzie i to dosłownie z każdej strony.

Luke zmył się gdzieś z chłopakiem, który ewidentnie wpadł mu w oko. Trzymałam kciuki, by ten biedny człowiek wytrzymał z nim więcej niż trzy minuty i nie uciekł z piskiem.

Fiona zaszyła się natomiast z Gabrielem, który ku mojemu zdziwieniu wyglądał na zadowolonego z jej obecności. Nie zmieniało to jednak mojej niechęci do jego osoby oraz całej tej przeklętej, nieznośnej trójki.

Zostałam więc sama ze sobą i rozemocjonowanym tłumem, który czekał niecierpliwie na ogłoszenie wyników i zwycięzcy dzisiejszej rywalizacji. Z tego co się orientowałam finałowa trójka przechodziła na jakiś wyższy poziom i miała brać udział w półfinale, o którym nie wiedziałam właściwie nic.

Choć w rywalizacji brało udział wielu po zwycięstwo mieli szansę sięgnąć tylko najlepsi, a w tym przypadku możliwości było mało. A dokładnie były dwie z czego niestety jedną był Flynn Torres.

Nie dziwiło mnie to jednak wcale, bo pomimo jego denerwującej twarzy i zgniłego charakteru w wodzie był praktycznie bogiem i nawet ja potrafiłam to dostrzec.

Te zwroty i obroty, skupienie i dokładność były czymś praktycznie magicznym, gdy obserwowało się to ze stałego lądu, nie zamaczając a wodzie nawet palca u stopy.

Spacerowałam więc brzegiem plaży, a chłodny piasek, mokry od pieniącej i wzburzonej, lazurowej wręcz wody łagodził nerwy i koił zmysły.
Odeszłam na tyle daleko od widowiska, że ludzie zaczęli się przerzedzać, ale nie znikali całkowicie. Lato i wspaniała pogoda przyciągały tu wszystkich mieszkańców i nie dało się tego ukryć ani uniknąć. Miło jednak było odetchnąć od tego ścisku i hałasu chociaż na ułamek sekundy.

Pisk mikrofonu zwrócił moją uwagę wystarczająco bym odwróciła głowę i zerknęła na małą, rozłożoną scenę, na której stał jeden z sędziów. Starszy mężczyzna miał poważny wyraz twarzy jakby chciał nadać ważność tej chwili, a jego oczy w skupieniu obserwowały liczną grupę kibiców. Nie mogłam jednak dosłyszeć co mówił mimo mikrofonu i wyraźnego, donośnego głosu. Nie musiałam jednak słuchać jego wypowiedzi i przemówień, by dowiedzieć się kto zwyciężył w zaciętym pojedynku.

Pisk, krzyk i przekleństwa były tylko zapowiedzią tego co miało nadejść. Chwilę po wybuchu entuzjazmu wśród publiczności na scenę pewnym siebie, wręcz lekceważącym krokiem wszedł blondyn i z zadowoleniem wypisanym na twarzy przyjął wręczony mu medal.

Błękitne kąpielówki wisiały mu nisko na biodrach odsłaniając opalony na złoto od długich godzin spędzonych na słońcu brzuch.

Lekki uśmiech wdarł się samowolnie na moją zarumienioną od słońca twarz, gdy obserwowałam jego radość i satysfakcję.

Flynn Torres przegrał i chyba właśnie to sprawiło, że poczułam coś na wzór szczęścia.

Wiedziałam, że dostał się do dalszego etapu mimo tego co właśnie miało miejsce, jednak świadomość, że ktoś kogo nienawidzi zdołał go pokonać napawała mnie dziwnym optymizmem.
Może byłam okropna, że cieszyłam się z czyjegoś nieszczęścia, ale miło się patrzy, gdy ktoś w końcu uciera mu nosa i pokazuje, że nie jest pępkiem świata. Bo nie wszystko kręciło się wokół niego mimo, że miał bogaty dom i rozgłos wśród mieszkańców.

Dancing through the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz