4. EVERLY

1.2K 111 24
                                    

 Po krótce wyjaśniłam Avani całą sytuację. Znała sprawę ojca Cadena – każdy w mieście ją znał – ale nie wiedziała o tym, że on sam został wyrzucony z Sacred Heart.

– Więc teraz będzie chodził z nami do szkoły? Po tym, jak wyleciał za narkotyki i całą resztę? – Pokręciła głową.

– Nie sądzę, żeby doznał jakiejś wielkiej przemiany. Pewnie i tutaj narobi problemów.

– Cześć! Nie macie zaraz hiszpańskiego?

Obróciłam się, słysząc głos Aarona Schaefera, który właśnie dogonił nas na schodach.

– O, cześć. Nie, Aaron. Idziemy na matematykę.

Jego ciemnoblond włosy jak zawsze były w nieładzie. Na twarzy miał trochę nieobecny wyraz, a pod oczami ciemne kręgi. Czasem zastanawiałam się, czy Aaron w ogóle sypia.

– To widzimy się na lunchu – stwierdził, i już miał skręcić w korytarz po prawo. Coś go jednak zatrzymało. Popatrzył na mnie z błyskiem w oku. – Przy okazji, Everly... Przed wakacjami rozmawiałem z panem Andersonem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w przyszłym tygodniu zacznę przygotowania do musicalu. Napisałem już scenariusz. To będzie mój wielki reżyserski projekt. – Uśmiechnął się z dumą. – Anderson obiecał dać mi tyle swobody, ile będę potrzebował. Mam nadzieję, że wpadniesz na casting?

– Żartujesz? Jasne, że tak! – ucieszyłam się. Kółko teatralne było moją ulubioną odskocznią od nauki.

– Świetnie. W takim razie dam ci znać, jak już zorganizuję termin i salę. – Ruszył w stronę korytarza po przeciwnej stronie. – Do zobaczenia później!

– Reżyser sam zaprasza cię na casting. Chyba masz szanse zgarnąć jakąś niezłą rolę – rzuciła Avani, gdy zbliżałyśmy się do sali matematycznej.

Miałam nadzieję, że tak właśnie będzie.

***

Zajęłyśmy miejsca w klasie. Większość uczniów była już w ławkach. Wyjęłam pomoce naukowe i patrzyłam, jak pani Fischer krząta się przy tablicy. Po chwili rozbrzmiał dzwonek i do pomieszczenia wmaszerowało jeszcze kilka osób. Pomachałam Paulowi Warrenowi i Blance McGee. Przy okazji przypomniałam sobie, że Paul ma wkrótce osiemnastkę, na którą dostałam zaproszenie. Będę się musiała rozejrzeć za prezentem...

Pani Fischer odczekała, aż wszyscy zajmą swoje miejsca, po czym podeszła do drzwi i wyjrzała na korytarz. Najwyraźniej nie było tam nikogo więcej, bo zamknęła je i przystanęła pod tablicą.

– Cieszę się, że znów was widzę – oznajmiła z uśmiechem na twarzy. – W dodatku na początku waszego najbardziej wymagającego roku, od którego bardzo wiele...

Zamknięte przed chwilą drzwi się otworzyły, a do klasy wszedł... Caden Clarke we własnej osobie.

– Nie mogłem znaleźć sali – mruknął do nauczycielki.

Wpatrywałam się w niego, nie dowierzając własnym oczom. Siedząca w ławce za mną Avani lekko szturchnęła mnie w plecy.

– Nic nie mów – syknęłam.

Pani Fischer zmarszczyła brwi, patrząc na chłopaka, który wyróżniał się spośród reszty tak mocno, że zdawał się zupełnie tu nie pasować.

– A ty jesteś...?

Usłyszałam, że inni uczniowie zaczynają szeptać między sobą. Ktoś cicho się zaśmiał.

– Caden Clarke.

Wciąż nie wyglądała na przekonaną, czy to jeden z tutejszych uczniów, ale spojrzała w kierunku klasy, szukając wolnego...

Nie, nie, nie!

– No dobrze. Usiądź tam, obok Everly. To ta czarująca, jasnowłosa dama.

Zamarłam. Proszę, niech to nie dzieje się naprawdę!

Caden obrócił głowę i spojrzał wprost na mnie. Zauważyłam, jak na jego twarzy pojawia się ledwie widoczny grymas. Mimo wszystko, ruszył we wskazanym przez panią Fischer kierunku. Gdy przechodził obok, poczułam zapach jego perfum. Mięta, cytrusy i coś, co kojarzyło mi się z lasem. Cholera, ładne.

– Cześć, czarująca – mruknął, siadając.

Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się z pojedynczych ławek w sali matematycznej.

– Daruj sobie – odparłam, na tyle cicho, by pani Fischer nie dosłyszała naszej wymiany uprzejmości. Zastukałam długopisem o blat. W środku byłam napięta jak struna, ale udawałam swobodę. Niech Clarke nie myśli, że może wyprowadzić mnie z równowagi.

Pani Fischer klasnęła w dłonie.

– Świetnie. Skoro jesteśmy już w pełnym składzie, zacznijmy zajęcia!

Jeśli miałabym być absolutnie szczera, matematyka nie była moją najmocniejszą stroną. Nie żebym całkiem sobie z nią nie radziła, ale potrzebowałam czasu, by zrozumieć temat. Czasem głowiłam się nad tym w domu, a czasem po lekcjach prosiłam panią Fischer o wyjaśnienie pewnych kwestii. Zwykle przynosiło to oczekiwany efekt. Ale teraz, po dwudziestu minutach od zapoznania się z rachunkiem różniczkowym, czułam się jakby mój mózg odmówił współpracy. Może to syndrom pierwszego dnia, a może zupełnie zapomniałam, jak się go używa?

Pani Fischer skończyła zapisywać na tablicy długi ciąg liter i cyfr.

– Proszę bardzo. – Odłożyła marker. – Wyjaśniłam wam w czym rzecz, a teraz spróbujcie samodzielnie obliczyć pochodną funkcji. W ten sposób sprawdzicie, co sprawia wam trudność. Za dziesięć minut zobaczymy, jak sobie poradziliście, a później wszystko wspólnie przeanalizujemy.

Jęknęłam w duchu, przewracając stronę brulionu. Zabrałam się do przepisywania zadania, boleśnie świadoma, że nic z tego nie będzie.

Kątem oka dostrzegłam, że Caden nawet nie raczył wyciągnąć długopisu. Zmrużył lekko oczy i gapił się w tablicę, jakby to miało wystarczyć.

Przysięgam, że wyleci stąd przed końcem semestru.

Użyłam całej siły woli, by skupić uwagę na zadaniu. Niestety, z tego chaosu nie chciało się wyłonić nic sensownego.

– Czas minął – oznajmiła pani Fischer.

Co? Już?

Rozejrzałam się po klasie. Każdy, z wyjątkiem Cadena, pochylał się nad swoim blatem, rozpisując równanie. Czy tylko ja tak słabo sobie poradziłam? Jestem do niczego, prawda?

Napotkałam wzrok nauczycielki i już wiedziałam, że czeka mnie mała kompromitacja. W dodatku na oczach Clarke'a. Zrobiło mi się gorąco.

– Everly, możesz podać swoją odpowiedź?

Przygryzłam wargę.

– Obawiam się, że jeszcze jej nie mam, pani profesor – odparłam, uśmiechem przykrywając zażenowanie.

Pani Fischer również uśmiechnęła się uprzejmie i przeniosła wzrok na Paula.

– Paul? – Warren tylko pokręcił głową.

Uff. Czyli nie byłam czarną owcą!

– To może pan Clarke zna rozwiązanie?

Prychnęłam pod nosem. Tak, na pewno...

– Pochodna w punkcie x jest równa minus jeden.

Strzelał, prawda?

Pani Fischer popatrzyła na tablicę, później znów na niego, i skinęła głową.

– Zgadza się. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, panie Clarke. Zadanie wcale nie było łatwe.

Co?!

Nauczycielka odwróciła się do tablicy, a ja popatrzyłam na Clarke'a z niedowierzaniem. W odpowiedzi posłał mi ten swój arogancki uśmieszek.

Nie cierpię go. Dopiero go poznałam, ale wiem to na pewno.

Odwróciłam się, wbijając wzrok w tablicę, na której pani Fischer notowała rozwiązanie. Przez resztę lekcji nie poświęciłam Clarke'owi już nawet odrobiny uwagi.

Stolen stars (CHANCES #1) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz