8. EVERLY

1.1K 102 18
                                    

 W sobotni wieczór zaparkowałam na podjeździe rezydencji Warrenów. Z okien sączyło się światło, a gdy wysiadłam z samochodu, usłyszałam dudnienie muzyki. Sięgnęłam po torebkę z prezentem leżącą na siedzeniu pasażera, po czym zatrzasnęłam drzwi czerwonego forda. Ojciec sprezentował mi go kilka miesięcy temu, z okazji osiemnastych urodzin.

Poprawiłam krótką sukienkę i ruszyłam w kierunku wejścia.

– Ever! Wyglądasz absolutnie zjawiskowo – oznajmił Paul zaraz po tym, jak otworzył przede mną drzwi.

– Dziękuję, ty też niczego sobie.

Uściskaliśmy się serdecznie.

– Wszystkiego najlepszego. I obyś za rok dostał się na Princeton, tak jak sobie wymarzyłeś.

– Byłoby świetnie. Dzięki.

Wręczyłam mu prezent, a Paul gestem zaprosił mnie do salonu, gdzie już z daleka dostrzegłam Avani i Giannę. Przyjęcie dopiero się zaczynało i, oprócz nich, w pokoju było jeszcze tylko kilka innych osób, stłoczonych wokół sofy pod oknem.

– Rozgość się. Udanej zabawy.

Podziękowałam mu skinieniem, po czym ruszyłam w stronę przyjaciółek. Paul już spieszył do drzwi, witać kolejnych gości.

Gianna dostrzegła, że się zbliżam. Odstawiła na stół szklankę z napojem i podeszła, żeby się przywitać.

– Rany, Ever! Ta sukienka jest obłędna! Wyglądasz w niej jak milion dolców.

– To fakt – oznajmiła Avani, pojawiając się za plecami Gii.

Obie prezentowały się pięknie. Avani miała sięgającą do kolan błękitną sukienkę z głębszym dekoltem, a Gianna czerwoną, welurową mini, ładnie podkreślającą jej krągłości.

Machnęłam ręką.

– Spójrzcie lepiej na siebie.

Przez kolejne kilka minut stałyśmy, rozmawiając o minionym tygodniu. Avani jeszcze raz pogratulowała nam zdobycia ról w sztuce Aarona, a Gianna rozglądała się za samym Aaronem, który też miał przyjść na imprezę.

Właśnie chichotałyśmy, wspominając, jak Blanca szczerzyła się do Cadena po jego występie, gdy Avani – stojąca przodem do wejścia – raptownie umilkła. Patrzyłam, jak wesołość znika z jej twarzy, zastąpiona niedowierzaniem.

Odruchowo obróciłam głowę.

Nie. To się nie dzieje naprawdę...

W drzwiach stał nikt inny, jak cholerny Caden Clarke. W czarnej koszuli, z podwiniętymi do łokci rękawami, wyglądał jakoś... sama nie byłam pewna, ale przez dłuższą chwilę spoglądałam w jego stronę. Nie tylko dlatego, że zaskoczyła mnie jego obecność. Jakaś część mnie po prostu chciała patrzeć.

Tatuaż lisa przyciągnął mój wzrok i przypomniał o wydarzeniach z parku.

Tak, byłam odrobinę wdzięczna za to, że uratował Phila przed kąpielą. Z drugiej strony, wolałabym wcale go tam nie spotkać. Najwyżej osobiście wskoczyłabym do wody, żeby wyciągnąć brata.

Caden również spojrzał w stronę naszej grupki. Widziałam, jak powoli mierzy mnie wzrokiem. Gdy nasze oczy się spotkały, wykrzywił wargi w tym swoim lekceważącym, odrobinę drapieżnym uśmieszku.

Miałam ochotę mu go zetrzeć.

– Ever, czy on właśnie przeleciał cię spojrzeniem? – szepnęła mi do ucha Gia.

Prychnęłam, odwracając się tyłem do Clarke'a.

– Nie bądź niemądra.

– Myślę, że właśnie tak było – wtrąciła Avani.

Stolen stars (CHANCES #1) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz