16. EVERLY

1K 95 28
                                    

– Włącz cholerną piosenkę! – wycedziłam, starając się nie nawrzeszczeć na Clarke'a.

Stałam odwrócona do niego tyłem. Czekałam, zastanawiając się, czy posłucha, ale nie chciałam na niego patrzeć. To jeszcze bardziej by mnie zdekoncentrowało. Przymknęłam powieki, próbując skupić się na roli, którą miałam zaraz zagrać.

Jestem Julią. A on nie jest wkurzającym dupkiem, tylko Romeem. Wcale nie chcę wbić mu noża w serce. Dam radę.

Caden był blisko, na tyle blisko, że kiedy utwór się zaczął, od razu zabrałam się do gry.

Obróciłam się przodem do Clarke'a. Jego dłonie natychmiast wylądowały na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie. Zadarłam głowę, patrząc w szarozielone oczy, które jakby... pociemniały? Czy to część przedstawienia? Można to w ogóle zagrać? Caden rozchylił wargi i wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że ponownie poczułam tę dziwną słabość. Ale zdołałam wziąć się w garść.

Zgodnie ze scenariuszem, Caden obrócił nas, wciąż wpatrując się w moje oczy. Ciepło jego dłoni, ta bliskość... muzyka... Dlaczego serce biło mi tak mocno?

Widocznie wczułam się w rolę.

– Właśnie to miałem na myśli! Chemia! Te spojrzenia! Wiszące w powietrzu napięcie... Cholera, tak!

Prawie podskoczyłam, słysząc za plecami głos Aarona. Od razu odsunęłam się od Cadena i skupiłam wzrok na zbiegającym po schodach chłopaku. Czułam się jakoś dziwnie. Zapach Clarke'a unosił się w powietrzu, intensywny, jak nigdy dotąd.

Wzięłam głęboki oddech. Zdałam sobie sprawę, że Caden znów znalazł się tuż obok. Zerknęliśmy na siebie. Poczułam falę gorąca przepływającą przez moje ciało.

– Spokojnie, Meyers. Nie doszliśmy nawet do pierwszej bramki, a ty cała drżysz.

Zacisnęłam szczęki. Co za arogancki buc!

– Nigdy nie dojdziesz ze mną do żadnej bramki, kretynie – warknęłam, bo teraz naprawdę mnie wkurzył.

Przywołałam się do porządku. Clarke'a bawiło to, co ze mną robił. Celowo próbował wywołać we mnie reakcję. Skoro tak, równie dobrze mogłam zagrać tą samą kartą.

Aaron wszedł na scenę.

– Dobrze wam szło. Naprawdę.

Skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam brew.

– Byłoby jeszcze lepiej, gdyby w chwilach, kiedy akurat nie gramy, Clarke raczył zamknąć usta.

– Wzajemnie.

Aaron wodził między nami wzrokiem.

– A może ja jednak wyjdę? Zdaje się, że to moja obecność was rozprasza.

Przewróciłam oczami.

– Zróbmy, co mamy do zrobienia. Chcę już wrócić do domu.

Gdy ponownie obróciłam się do Cadena, trzymanie uczuć na wodzy przyszło mi łatwiej. Może dlatego, że wiedziałam już, czego się spodziewać? A może z powodu obecności Aarona, który uważnie nam się przyglądał?

Pół godziny później Schaefer ogłosił koniec próby.

– Nie było źle. Oczywiście, chciałbym żebyście poćwiczyli jeszcze razem w wolnej chwili.

– Obejdzie się. Myślę, że wbrew twoim obawom, wyszło całkiem dobrze. Nie ma rannych ani zabitych.

– Mówię serio, Ever. To dopiero pierwsza scena.

Stolen stars (CHANCES #1) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz