Przy każdym powrocie do domu zastanawiałem się, czy zastanę ojca z kobietą. Na szczęście od incydentu sprzed kilku dni nic takiego się nie powtórzyło.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Od wejścia wiedziałem, że coś jest nie tak, bo w naszym domu nigdy nie pachniało świeżo przygotowywanym jedzeniem. I nikt poza mną nie słuchał tu muzyki. Ojciec wolał ciszę. A teraz, oprócz przyjemnej woni curry, powitał mnie głos Freddiego Mercury'ego, śpiewającego Don't stop me now.
Szybko połączyłem kropki. Zostawiłem plecak na podłodze w korytarzu i ruszyłem, by powitać dziadka. Jedynego członka mojej rodziny, na widok którego nie miałem ochoty zawrócić i pójść w drugą stronę.
Wychyliłem się zza przepierzenia i popatrzyłem w stronę aneksu, gdzie Carl Clarke stał nad patelnią, mieszając curry i poruszając się w rytm muzyki. Na ten widok po raz pierwszy od dawna szczerze się uśmiechnąłem.
– Nie boisz się, że wypadnie ci dysk? – zagadnąłem.
Dziadek się obrócił, przybrał surowy wyraz twarzy i skrzyżował ręce na piersi. Jak na swoje sześćdziesiąt parę lat, trzymał się świetnie. Nic dziwnego, zawsze chwalił się, że regularnie biega, surfuje i prawie nigdy nie jada na mieście. Był wysoki, krzepki i opalony, jak przystało na majętnego Kalifornijczyka.
– Synku, uważaj, żeby tobie coś nie wypadło – burknął.
A później głośno się roześmiał. Podszedłem do niego i serdecznie się uścisnęliśmy.
– Myślałem, że wysoki ze mnie skurczybyk, ale zdążyłeś mnie przerosnąć – rzucił, klepiąc mnie po plecach.
– Ludzie na starość się kurczą, wiedziałeś?
Klepnął mocniej. O wiele mocniej, aż sapnąłem.
– Dobrze, że nie tracą krzepy!
Zaśmiałem się i zrobiłem krok do tyłu.
– Dobra, niech ci będzie. Wygrałeś.
Przez chwilę uważnie mi się przyglądał.
– Dwa lata... Jak to się stało?
– Zasiedziałeś się w San Clemente.
Uśmiech trochę mu zrzedł. Też żałowałem, że tak rzadko się widywaliśmy.
– Jeszcze niedawno byłeś... jakiś mniejszy, i brzmiałeś jak nienaoliwione zawiasy. Teraz wyglądasz i brzmisz jak mężczyzna. – Zastanowił się. – Cholera, bo jesteś mężczyzną...
– Mówią na to dojrzewanie – odparłem, opierając się plecami o wyspę.
Dziadek wymierzył we mnie łopatką.
– Zrobiłeś się też bardziej pyskaty.
Obrócił się, żeby zdjąć z kuchenki garnek z ryżem. Później zerknął na mnie przez ramię.
– Na co czekasz? Myślisz, że to restauracja? Rusz tyłek, wyjmij talerze i przygotuj stół.
Z przyjemnością zabrałem się do pracy.
– Dla ojca też?
– Nie. Zostawił nam dziś wolną chatę.
To jeszcze lepiej – pomyślałem.
Kilka minut później usiedliśmy z dziadkiem przy długim stole, przy którym zwykle jadałem sam. Przez chwilę w milczeniu pochłanialiśmy obiad. Przymknąłem powieki, delektując się smakiem.
– Na co dzień nie masz takich rarytasów? – zagadnął dziadek. – Czym ty właściwie się żywisz? Mam nadzieję, że nie tym tłustym świństwem z fast foodów? – Zmarszczył brwi. – Nie, wtedy byś tak nie wyglądał, co?
CZYTASZ
Stolen stars (CHANCES #1) ZAKOŃCZONA
Romanceromans, 16+, enemies to lovers, forbidden love, forced proximity, szkoła prywatna, USA "Jak, do diabła, mam cię ochronić przed samym sobą?" Ona jest wzorową córką i uczennicą, on został wyrzucony z poprzedniej szkoły. Caden i Everly nigdy nie powinn...