13. CADEN

1K 102 23
                                    

Przy każdym powrocie do domu zastanawiałem się, czy zastanę ojca z kobietą. Na szczęście od incydentu sprzed kilku dni nic takiego się nie powtórzyło.

Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Od wejścia wiedziałem, że coś jest nie tak, bo w naszym domu nigdy nie pachniało świeżo przygotowywanym jedzeniem. I nikt poza mną nie słuchał tu muzyki. Ojciec wolał ciszę. A teraz, oprócz przyjemnej woni curry, powitał mnie głos Freddiego Mercury'ego, śpiewającego Don't stop me now.

Szybko połączyłem kropki. Zostawiłem plecak na podłodze w korytarzu i ruszyłem, by powitać dziadka. Jedynego członka mojej rodziny, na widok którego nie miałem ochoty zawrócić i pójść w drugą stronę.

Wychyliłem się zza przepierzenia i popatrzyłem w stronę aneksu, gdzie Carl Clarke stał nad patelnią, mieszając curry i poruszając się w rytm muzyki. Na ten widok po raz pierwszy od dawna szczerze się uśmiechnąłem.

– Nie boisz się, że wypadnie ci dysk? – zagadnąłem.

Dziadek się obrócił, przybrał surowy wyraz twarzy i skrzyżował ręce na piersi. Jak na swoje sześćdziesiąt parę lat, trzymał się świetnie. Nic dziwnego, zawsze chwalił się, że regularnie biega, surfuje i prawie nigdy nie jada na mieście. Był wysoki, krzepki i opalony, jak przystało na majętnego Kalifornijczyka.

– Synku, uważaj, żeby tobie coś nie wypadło – burknął.

A później głośno się roześmiał. Podszedłem do niego i serdecznie się uścisnęliśmy.

– Myślałem, że wysoki ze mnie skurczybyk, ale zdążyłeś mnie przerosnąć – rzucił, klepiąc mnie po plecach.

– Ludzie na starość się kurczą, wiedziałeś?

Klepnął mocniej. O wiele mocniej, aż sapnąłem.

– Dobrze, że nie tracą krzepy!

Zaśmiałem się i zrobiłem krok do tyłu.

– Dobra, niech ci będzie. Wygrałeś.

Przez chwilę uważnie mi się przyglądał.

– Dwa lata... Jak to się stało?

– Zasiedziałeś się w San Clemente.

Uśmiech trochę mu zrzedł. Też żałowałem, że tak rzadko się widywaliśmy.

– Jeszcze niedawno byłeś... jakiś mniejszy, i brzmiałeś jak nienaoliwione zawiasy. Teraz wyglądasz i brzmisz jak mężczyzna. – Zastanowił się. – Cholera, bo jesteś mężczyzną...

– Mówią na to dojrzewanie – odparłem, opierając się plecami o wyspę.

Dziadek wymierzył we mnie łopatką.

– Zrobiłeś się też bardziej pyskaty.

Obrócił się, żeby zdjąć z kuchenki garnek z ryżem. Później zerknął na mnie przez ramię.

– Na co czekasz? Myślisz, że to restauracja? Rusz tyłek, wyjmij talerze i przygotuj stół.

Z przyjemnością zabrałem się do pracy.

– Dla ojca też?

– Nie. Zostawił nam dziś wolną chatę.

To jeszcze lepiej – pomyślałem.

Kilka minut później usiedliśmy z dziadkiem przy długim stole, przy którym zwykle jadałem sam. Przez chwilę w milczeniu pochłanialiśmy obiad. Przymknąłem powieki, delektując się smakiem.

– Na co dzień nie masz takich rarytasów? – zagadnął dziadek. – Czym ty właściwie się żywisz? Mam nadzieję, że nie tym tłustym świństwem z fast foodów? – Zmarszczył brwi. – Nie, wtedy byś tak nie wyglądał, co?

Stolen stars (CHANCES #1) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz