44. EVERLY

775 85 9
                                    

Styczeń spędziłam z nosem w książkach, niecierpliwie czekając na wyniki rekrutacji na wyższe uczelnie. Aplikowałam zarówno na Harvard, jak i na Yale. Nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji i nie spaliłam za sobą żadnego mostu. Yale i studia aktorskie wciąż były bliższe mojemu sercu, ale jakaś głupia, niedojrzała część mnie, chciała spełnić marzenia ojca. Na szczęście miałam wciąż trochę czasu, żeby się zastanowić. Wyniki wstępnej rekrutacji miały się pojawić pod koniec lutego. Wtedy zacznę się martwić. Oczywiście, jeśli będę miała na tyle dużo szczęścia, że zostanę przyjęta na obie uczelnie. Być może mój problem rozwiąże się sam...

Poza nauką, czas zabierały mi próby do musicalu, który zbliżał się wielkimi krokami.

Ja i Caden wyrywaliśmy dla siebie każdą wolną chwilę, co wcale nie było łatwe, biorąc pod uwagę natłok obowiązków. Spotykaliśmy się w zakamarkach szkoły, a gdy pan Clarke był akurat w pracy, także w mieszkaniu Cadena, ucząc się, dzieląc zmartwieniami, wątpliwościami i eksperymentując w kuchni. Wspólne gotowanie stało się naszym małym rytuałem. Cóż, eksperymentowaliśmy też w sypialni. Ale to już inna historia...

W połowie miesiąca wypadały urodziny Cadena. Z tej okazji kupiłam bilety na koncert jednego z alternatywnych zespołów, których często słuchał. Wybraliśmy się na niego razem i była to jedna z bardziej magicznych nocy, jakie przeżyliśmy. Po wszystkim obiecaliśmy sobie, że jeszcze to powtórzymy.

Sprawy między nami układały się coraz lepiej. Przebywając z Cadenem, miałam wrażenie, że znalazłam brakujący fragment swojej duszy. Tak, byłam młoda i zakochana, więc może to po prostu hormony... A może on naprawdę był tym jedynym? Może znaleźliśmy się już teraz, by zaoszczędzić sobie lat zmarnowanych z kimś innym?

A jeśli tak, dlaczego podskórnie czułam, że coś złego wisiało w powietrzu, czekając, żeby uderzyć w nas w najbardziej niespodziewanym momencie?

***

Nadszedł luty.

Tym razem to ja kończyłam dziewiętnaście lat. Caden uparł się, żeby gdzieś mnie zabrać, nawet mimo naszego napiętego grafiku. Po raz kolejny pojechaliśmy do przysypanego śniegiem Rock Creek.

Stanęliśmy przy moście i nagle Caden wyjął coś z kieszeni swojej kurtki. Zerknęłam podejrzliwie na ozdobne pudełeczko w jego dłoni.

– Pamiętasz, jak mówiłem, że meteoryt, który tu znalazłaś wkrótce do ciebie wróci?

Posłałam mu uśmiech. Moje serce przyspieszyło.

– Na jaki szatański plan wpadłeś tym razem?

Uniósł brew i otworzył wieczko.

Wewnątrz, na granatowym aksamicie, dostrzegłam złotą bransoletkę. Wprawiony był w nią cętkowany kamień. Fragment pallasytu, znalezionego tutaj przed świętami.

Bransoletka była naprawdę śliczna.

Westchnęłam z zachwytu, sięgając po nią i uważnie przyglądając się temu, jak światło tańczyło na wypolerowanej powierzchni skały.

– O Boże. Jest niesamowita!

– Pomyślałem, że to jedyny sposób, żeby ofiarować ci gwiazdy. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Na brylanty przyjdzie jeszcze czas.

Spojrzałam na niego spod rzęs.

– Gwiazdy są znacznie lepsze. – Wspięłam się na palce, żeby cmoknąć go w policzek. – Dziękuję.

***

Kiedy odwiózł mnie w pobliże domu, zaczynało się już ściemniać.

– Widzimy się jutro w szkole – powiedziałam, odpinając pas.

Stolen stars (CHANCES #1) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz