7.EVERLY

1.1K 107 23
                                    

Siedzieliśmy nas stawem w Ogrodach Konstytucji. Popołudniowe słońce odbijało się w zielonkawej tafli, a po lewo, ponad drzewami, widać było celujący w niebo biały stożek – pomnik Waszyngtona. Nad naszymi głowami szemrała ogromna wierzba. Philip szeleścił papierkiem po cheesburgerze, którego właśnie skończył jeść.

– Nie zostało nic dla kaczek – stwierdził, zaglądając do torebki z logiem lokalnej sieci fast-food.

– Myślę, że kaczki nie powinny jeść burgerów – odparłam i zaczęłam szukać w torebce chusteczki, bo cały pobrudził się keczupem.

Andy prychnęła.

– Te kaczki jadły pewnie gorsze rzeczy. Ludzie wrzucają tu co popadnie.

– To nie znaczy, że mamy brać z nich przykład. Hej, Phil! – zawołałam, bo mój brat właśnie podbiegł do brzegu i przykucnął, żeby opłukać ręce w wodzie.

Podniosłam się, spiesząc w jego stronę, bo to, co właśnie robił nie wyglądało ani trochę bezpiecznie. Brzeg był wzmocniony betonowym krawężnikiem, a woda przy nim prawdopodobnie wcale nie płytsza niż pośrodku zbiornika.

Jakaś postać zbliżała się do nas z prawej. Nie miałam czasu patrzeć w tamtą stronę, zbyt pochłonięta próbą ratowania brata. Serce podeszło mi do gardła, gdy Phil się pochylił, żeby dosięgnąć dłońmi do wody. Jego prawa stopa ześlizgnęła się z betonu. Zdążył jeszcze zamachać rękami, a później...

– Nie! – wrzasnęłam, padając na kolana, żeby go chwycić, ale moje palce zacisnęły się w powietrzu.

Po prawej wyrósł cień. Świat się zatrzymał. Ale, gdy ta przerażająca chwila minęła, Philip jakimś cudem wciąż stał na brzegu.

Jak to? Przecież widziałam, jak leciał wprost do wody...

Zszokowana podniosłam wzrok. Zobaczyłam dłoń zaciśniętą na koszulce brata.

Skórzane bransoletki...

Spojrzałam w górę i napotkałam znajome, szarozielone oczy.

Nie. To się nie dzieje naprawdę – pomyślałam.

– Chciałeś popływać, kolego? – odezwał się Caden, puszczając koszulkę Phila.

– Prosiłam, żebyś uważał! – Mój brat zupełnie mnie zignorował. Zadarł głowę, przyglądając się Clarke'owi, a ja próbowałam uspokoić kołaczące w piersi serce. Jeszcze raz zmierzyłam Cadena wzrokiem, chyba po to, by upewnić się, że to faktycznie on.

Kurtkę miał teraz przewieszoną przez ramię, a czarny t-shirt lekko opinał jego ciało. I, chociaż Clarke nie był jakoś potężnie zbudowany, dostrzegłam zarys mięśni rysujących się pod materiałem.

Cholera.

Wyprostowałam się i zobaczyłam, jak twarz Phila się rozpromienia.

– O! Ale fajny tatuaż! – zawołał, patrząc na ramię Cadena.

Odruchowo też na nie zerknęłam. Całą prawą rękę Clarke'a pokrywały tatuaże, a największy z nich przedstawiał lisa o dziewięciu ogonach.

– Podoba ci się? To Kitsune. Japoński demon.

– Po co mu tyle ogonów?

Clarke uśmiechnął się pod nosem. Ale teraz w tym uśmiechu nie było kpiny. Moje tętno znów przyspieszyło.

Caden przykucnął, pozwalając Philowi zobaczyć tatuaż z bliska.

– Każdy z ogonów odzwierciedla wiek, moc i mądrość.

Stolen stars (CHANCES #1) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz