Rozdział 9

7.3K 731 34
                                        

Wybiegłam z mieszkania, zabierając ze sobą jedynie telefon i trochę pieniędzy. Chciałam znaleźć się jak najdalej tego miejsca, wszystkich pijanych ludzi i przede wszystkim Luke'a. Wiedziałam, że nasz związek nie będzie idealny, ani łatwy... Nijaka dziewczyna i chłopak, którego pragnie każda? To raczej nie przejdzie... W głębi duszy wiedziałam, że w końcu zrobi coś, co zniszczy naszą relację i znowu wrócimy do etapu "cześć, kocham cię, ale też nienawidzę".

Biegłam w nieznanym kierunku, co jakiś czas potykając się o własne nogi. Dopiero teraz poczułam, jak duża ilość alkoholu we krwi zaczyna na mnie działać. Zignorowałam mdłości oraz zawroty głowy i powoli przemierzałam puste ulice Sydney. Nie miałam konkretnego celu, zależało mi tylko na wypłakaniu się i pobyciu trochę w samotności.

Idąc ciemną drogą, poczułam wibracje w tylnej kieszeni swoich szortów. Zaskoczona pisnęłam cicho i sięgnęłam po telefon. Odblokowałam urządzenie, a następnie zobaczyłam powiadomienie o nowej wiadomości.

Ashton: gdzie ty jesteś?

Ashton? Byłam całkowicie pewna, że jest tak samo pijany jak Luke i Michael... Z resztą kogo ja oszukuję... Wychodząc z tej cholernej imprezy, nie myślałam, czy ktoś się mną zainteresuje i zobaczy, że zniknęłam.

Ja: musiałam się przejść

Ja: nie mów nikomu, proszę

Ashton: dlaczego? coś się stało?

Ja: nie, skąd taki pomysł?

Czułam się źle, okłamując Irwin'a. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciół, ale nawet mu nie chcę mówić wszystkiego odnośnie relacji z Hemmings'em...

Ashton: jest grubo po 2:00, a ty po prostu sobie spacerujesz?

Ashton: to oczywiste, że coś musiało się stać

Ja: nie przejmuj się mną i idź dalej pić z chłopakami

Wysłałam ostatnią wiadomość, a następnie schowałam telefon i weszłam do baru na końcu ulicy. Moim oczom ukazała się długa drewniana lada, a za nią półki pełne trunków. Panował tu klimat, jak na amerykańskim campusie, co bardzo mi się spodobało. W całym lokalu roznosił się mocny zapach alkoholu, wymieszany z papierosami i kadzidełkami o zapachu zielonej herbaty. Specyficzna kombinacja, mocno drażniąca mój nos. Zrezygnowana podeszłam do baru i zajęłam wolne miejsce.

- Co podać? - spytał młody chłopak, stojący za ladą. Miał na sobie zwykłe czarne spodnie oraz białą koszulkę, podkreślającą jego umięśniony tors. Widząc jak na mnie patrzy, skrzywiłam się i głośno przełknęłam ślinę.

- Hm, whisky - mruknęłam, podpierając się na łokciu.

- Co taka ślicznotka robi sama w miejscu, jak to? - zapytał, szeroko się uśmiechając.

Nie odpowiedziałam, tylko ponownie pozwoliłam łzom spłynąć po moich policzkach. Co robię sama w środku nocy? Właśnie. Powinnam teraz cieszyć się chwilami ze swoim chłopakiem. Niestety... wszystko się popieprzyło. Brunet zauważywszy mój niepokój, nerwowo przygryzł dolną wargę i posłał mi pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami i nadal łkając, przetarłam mokre oczy.

- Nie chciałem... - zaczął, wzdychając. Genialnie, już zaczynają się nade mną użalać...

- Nie, to nie twoja wina - przerwałam mu. - Pewien dupek...

- Twój chłopak?

- Tak, chyba tak - bąknęłam. - Cholernie go kocham, ale... sama już nie wiem... niby jest dla mnie całym światem, ale... Dlaczego ja ci w ogóle o tym mówię? - skończyłam niespodziewanie.

oppressor .:l.h:.Where stories live. Discover now