Dom

39 2 0
                                    

Stanęliśmy przed klasztorem. Wysiadłam z samochodu, a chłopak zaraz po mnie. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na budynek.

- Szczerze liczyłem, że żartowałaś z tym klasztorem - parsknelam śmiechem na słowa bruneta.

- To już wiesz, że nie - odpowiedziałam - Chodźmy pozwiedzać - pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi wejściowych.

Weszliśmy do środka i udaliśmy się w głąb budynku.

- Kiedy ostatnio tu byłaś? - zapytał kiedy przemierzaliśmy jeden z korytarzy.

- Napewno było to przed śmiercią taty. Może 5-6 lat temu? - wzruszyłam ramionami - Sergio tu był z resztą w trakcie przygotowań do napadu. Jak nikt tu nie sprzątał to jakieś plany powinny być w jednej z kaplic - odparłam.

Doszliśmy na dziedziniec, gdzie akurat świeciło słońce. W nocy był tu zdecydowanie lepszy klimat. Staliśmy na środku obserwując cały budynek od tej strony.

- Andrea? - usłyszałam głos. Odwróciłam się w jego kierunku.

- Ojciec Dario? - spojrzałam na mnicha, który na mój widok uśmiechnął się szeroko.

- Jak dobrze Cię widzieć, drogie dziecko - objął mnie delikatnie - Tyle lat upłynęło, ale się zmieniłaś.

- Ojciec z kolei ciągle ten sam - moje usta drgnęły w lekkim uśmiechu.

- Słyszałem o twoim tacie. Przykro mi. Możesz zawsze na nas liczyć - westchnął cicho.

- Wiem, dziękuje - mężczyzna spojrzał na bruneta, stojącego obok mnie - To...

- Alex, chłopak Andi - przedstawił się, wyręczając mnie w tym. Ah ta fałszywa tożsamość.

- Co Was tu sprowadza? - spytał uśmiechnięty.

- Mniejmy nadzieję, że miłe spotkanie rodzinne - mruknęłam - Nie będziemy przeszkadzać, jeśli zostaniemy tu na jakiś czas? - zapytałam.

- Oczywiście, że nie. To także twój dom - odparł pewnie. Dom - Będzie nam niezmiernie miło, jeśli przyłączycie się do nas podczas kolacji.

Spojrzałam na bruneta, który kiwnął głową.

- Chętnie przyjdziemy - powiedziałam.

- Dobrze, nie zatrzymuje już Was. Do zobaczenia wieczorem.

- Do zobaczenia - po naszych słowach mnich odszedł od nas.

Szliśmy korytarzem, oglądając po drodze powywieszane obrazy, które namalował tata.

- Miły ten mnich - stwierdził Rio - Długo go znasz?

- Od urodzenia. Można powiedzieć, że spędziłam tu pół życia - skinął głową.

Staneliśmy przed drzwiami do jednej z sypialni, która kiedyś była moim pokojem. Na drzwiach była widoczna tabliczka z napisem Andi.

Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do środka. Zamarłam, kiedy wszystkie wspomnienia wróciły. Wiedziałam, że powrót tutaj nie będzie łatwą rzeczą, ale nie myślałam, że będzie aż tak źle.

Oglądnęłam się po pokoju. Wszystko było tak jak zapamiętałam. Spojrzałam na łóżko, szafki stojące obok, biurko nad którym była masa kartek z różnymi moimi rysunkami, szafę i drzwi prowadzące do łazienki.

Podeszłam do łóżka i usiadłam nie pewnie na nim.

- Dziwnie tak tu wrócić - odparłam.

- Jeśli źle się tu czujesz, możemy wynająć jakiś hotel czy coś - zaproponował i usiadł obok mnie.

Pokręciłam przecząco głową.

- Nie, zostaniemy tu. Dam rade - brunet objął mnie.

- Berlin narysował te wszystkie obrazy? - spytał. Szliśmy wzdłuż korytarza, udając się do kaplicy.

- Mhm - mruknęłam.

Stanęłam przed zasłonami, które oddzielały to pomieszczenie. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je.

Pierwsze co rzuciło nam się w oczy, były szkolne ławki i tablica z jakimiś informacjami.

- Mam deja vu - odparł Rio. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.

Podeszłam do stolika, gdzie była zrobiona mini wersja banku. Przejechałam po niej delikatnie palcami.

- Robi wrażenie - szepnęłam.

- Dawno tu nikt nie sprzątał - usłyszałam jak brunet zaczął kichać, co spotkało się z moim uśmiechem.

- Dawno tu nikt nie mieszkał, a wątpie że Sergio przygotowując napad myślał o sprzątaniu - stwierdziłam.

- To ty? - zapytał, patrząc na zdjęcie, które stało na komodzie. Podeszłam do niego i wzięłam przedmiot z jego ręki.

Uśmiechnęłam się lekko widząc wszystkie znajome twarzę.

- Tak, to były moje 6 urodziny - odpowiedziałam.

- Słodkie dziecko z Ciebie było - objął mnie od tyłu.

Odłożyłam to zdjęcie i wzięłam drugie, które znajdowało się obok. Przedstawiało dwóch małych chłopców.

- To tata i Sergio - odparłam, przejeżdżając palcem po twarzy tego pierwszego. 

- Profesor od dziecka wyglądał na Profesora - rzucił żartem, patrząc na chłopca w okularach. Humor udzielił się też mi.

Chłopak zobaczył kolejne zdjęcie, na którym był tata, Sergio, Martin, Bogota i Marsylia, wziął je do ręki. Fotografia była robiona na ślubie Andrésa i Tatiany. Wzdrygłam się.

- Znałaś ich wcześniej? - zapytał zdziwiony. Mając na myśli tych dwóch ostatnich.

- To byli przyjaciele taty, więc tak.

Stałam ma tarasie, opierając ręcę o barierki. Wypuściłam dym z ust.

- Mogę się dołączyć? - usłyszałam głos Bogoty. Spojrzałam na niego.

- Jasne - odpowiedziałam. Wystawiłam paczke papierosów w jego kierunku, a on się od razu poczęstował.

- Mieszkamy tutaj już chwilę, a tak naprawdę nigdy nie mieliśmy szansy jakoś porozmawiać - odezwał się.

- Powiedzmy, że dużo się działo - zaciągnęłam się.

- Wylewna jak zawsze - przewrócił oczami - Jak zareagowałaś jak zobaczyłaś Sergio w Madrycie? - wypalił.

- Cóż napewno się go nie spodziewałam Ucieszyłam sie, że żyje - powiedziałam - A ty? - spojrzał na mnie - Strzelam, że też byłeś tym mocno zaskoczony.

- I masz rację. Szczerze byłem przerażony widząc go. Martin podobno również nie zareagował najlepiej.

- Jak się czujesz? - zapytał nagle brunet, kiedy leżeliśmy na łóżku - Z powrotem w to miejsce - doprecyzował.

- Myślałam, że będzie łatwiej. Za dużo wspomnień - odparłam - Dziękuje, że tu ze mną jesteś - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.

- Nie ma za co - odwzajemnił uśmiech - Ja też się cieszę, że tu jestem - objął mnie.

Nowa codzienność Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz