Cały dzień spędziłam w beznadziejnym humorze. Ciągle myślałam o tacie i o tym, że ja żyję tu teraz a Tajlandii, a on się poświęcił i robił dla mnie wszystko. Umarł dla mnie. Był wspaniałym człowiekiem i nie zasługiwał na cierpienie. A ja? Ja jestem tylko zwykłym dzieckiem, które musi żyć bez obojga rodziców, daleko na jakiejś wyspie. Ile bym dała, żeby być teraz z nim. Żeby mnie wspierał, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Chodź wiedziałam, że obserwuję mnie tam z góry i jest dumny, to to nie było to samo.
Przez te ostatnie lata doświadczyłam tyle bólu. Nie był on fizyczny, a psychiczny.
Nie miałam dzisiaj ochoty na rozmowę z nikim. Chwyciłam butelkę whisky z salonu i poszłam do siebie do pokoju, gdzie udałam się na taras.
Rzuciłam też papierosy na stół. Wypiłam najpierw jedną szklankę. Później kolejną i jeszcze jedną. Nie wiem nawet, która była godzina.
Gwiazdy świeciły jasno na niebie, a mój wzrok spoczywał na nich. Zanim się obejrzałam butelka była pusta, a ja szybko przeklnęłam w myślach.
Alkohol napewno uderzył mi już do głowy w mniejszym lub większym stopniu. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
W pewnym momencie straciłam butelkę ze stołu i spadła na ziemię rozstrzaskujac o nią. Schyliłam się i zaczęłam zbierać szkło. Wzięłam jeden z większych kawałków i patrzyłam na niego.
W tamtym momencie milion rzeczy przeszło mi przez głowę. Z rozmyślania wyrwał mnie głos otwierających się drzwi.
- Andi? - usłyszałam kogoś cichy głos, jednak nie odezwałam się ani słowem.
Siedziałam na tarasie cały czas trzymając szkło w rękach. Postać się zbliżala w moją stronę. Nie myślałam nawet kto to i po co przyszedł.
- Ej co się dzieje? - podbiegła do mnie postać. Teraz rozpoznałam, że był to Martin. Wstałam i wtuliłam się w jego tors. Zaczęłam płakać co mu nie umknęło - Co się stało? Piłaś? - nie odpowiedziałam, a on widząc mój stan podchodził ze spokojem.
Obeszlam go i chciałam wyjść jednak poczułam, że łapie mnie za rękę - Andi?
- Chce do taty. Potrzebuje go - odpowiedziałam zapłakana.
- Wiem słońce. Też go potrzebuje - poczułam jego ramiona otulające mnie z powrotem, a łzy spływające po moich policzkach - Andi co się dzieje? - wziął moją twarz w swoje dłonie, bym na niego spojrzała. Kciukami wytarł łzy, spływające po moich policzkach.
- Nie wiem. Mam już dość - powiedziałam i ponownie się w niego wtuliłam.
Łzy coraz bardziej spływały mi po policzkach. Poczułam ręce trzymające mnie w uścisku. Jedną rękę trzymał na moich plecach, a drugą głaskał
delikatnie po włosach.- Csiii. Już spokojnie - próbował mnie uspokoić, jednak to nie dało dużo, bo ja tylko bardziej zacisnęłam dłonie na jego koszulce. Łzy nie ustępowały. Minęło dużo czasu nim udało mi się jakoś uspokoić. Alkohol, który krążył mi we krwi z pewnością nie pomagał. Wręcz przeciwnie wszelakie wahania nastroju, które teraz występowały były jego skutkiem - Chodź się położyć. Dzisiaj i tak już nie porozmawiajmy. Musisz wytrzeźwieć - nie opierałam się za bardzo, bo i tak już nie miałam siły.
Martin zaprowadził mnie do łóżka i położył się obok. Chciał mieć na mnie oko, żebym nie zrobiła już nic głupiego. Leżałam obok niego i szybko usnęłam.
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Jak widać złym pomysłem było opróżnienie samej całej butelki whisky. Obróciłam się w stronę wujka, który już nie spał.
CZYTASZ
Nowa codzienność
Ficção AdolescenteCo by było gdyby okazało się, że Berlin ma jeszcze córkę, która po jego śmierci została całkowicie sama? Andrea to szesnastoletnia nastolatka postawiona pod przeciwnościami losu. Sama musi dorosnąć. W jej życiu miała tylko najważniejsze trzy osoby...