54. Olivia

389 44 2
                                    

   Patrzyłam w jego oczy, a moje serce obijało się o żebra szaleńczo, mimo że po tym, co zrobiliśmy powinnam być wyluzowana. Bolało mnie patrzenie na niego że świadomością, że to nie jest to. Nie kochał mnie, powiedział to. Chciał, żebym została. Damien mówił, że jeśli nie jest w stanie mnie zrozumieć to mu nie zależy, co oznacza, że nie powinnam się poświęcać bardziej niż on.

    Czułam się przy nim dobrze, komfortowo i bezpiecznie, ale chciałam się czuć kochana. Vincent nie był w stanie mi tego dać. Nie rozumiał, że nie mógłam tu zostać, gdy moja babcia była w tak ciężkim stanie, że lada dzień mogła odejść z tego świata. Chciałam przy niej być.

    Nie odpowiedziałam na jego słowa zamiast tego go pocałowałam. Jego usta były takie miękkie i ciepłe. Chciałam go zapamiętać i to wszystko, co dzięki niemu poczułam i doświadczyłam. Wiedziałam, że zatrzymam go w moim sercu. W tym fragmencie, który skradł wraz z pierwszym pocałunkiem. Nie byliśmy sobie przeznaczeni, byliśmy jeszcze dziećmi. Wmawiałam sobie to, patrząc na niego i zastanawiając się czy za kilka lat będę się cieszyła, że podjęłam taką decyzję. Może będę żałowała, że postanowiłam go porzucić, gdy prosił mnie, żebym została? Teraz tego nie wiedziałam.

    Nie mogłam, jednak zostać tylko, dlatego że tego chciał.

   Wyciągnęłam go z łóżka, nie poruszając tematu wyjazdu, który próbował poruszyć. Rozmawiałam z nim o wszystkim innym, gdy powoli się ubieraliśmy i poprawialiśmy. Chciałam spędzić jeszcze trochę czasu z tymi ludźmi na dole. Cieszyć się ostatnimi chwilami w tym mieście, trzymając za rękę faceta, którego darzyłam większym uczuciem niż on mnie.

    Pragnęłam spędzić każdą chwilę tak, jakby była tą ostatnią. Bo tak właściwie tutaj było. Może gdyby babcia wyzdrowiała, a ja odłożylabym trochę pieniędzy mogłabym tu wrócić, gdyby Vincent w dalszym ciągu mnie chciał. Nie mogłam jednak zostać teraz.

    Babcia była ze mną, odkąd się urodziłam. Rodzice dużo pracowali, gdy byłam mała, bo mieliśmy bardzo niewiele, ledwie starczało nam na rachunki i jedzenie. To z nią chodziłam na zakupy, gdzie kupowała mi słodycze, mimo że sama nie miała pieniędzy. Zabierała mnie na łąkę i robiła mi wianki, opowiadając historię i bajki ze swojego dzieciństwa. Pewnego razu spadłam z beli siana, gdy razem z Damienem się na niej wygłupialiśmy. Skręciłam sobie kostkę i nie mogłam pójść na urodziny Stelli, koleżanki z klasy. Okazało się, że na przyjęciu wszyscy złapali grypę żołądkową. Pocieszyła mnie, że ta skręcona kostka to był znak. Nauczyła mnie, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu i wiedziałam, że bez niej nic nie będzie już takie samo.

— Masz do mnie pisać — powiedziała Sam, gdy stałyśmy przy kuchennej wyspie, sącząc jakiś płyn o smaku sztucznej truskawki.

    Nie chciałam dziś pić, musiałam wszystko zapamiętać, a Sam zdecydowanie miała już dość alkoholu na dziś. Jak zeszliśmy z Vincentem na dół to lekko chwiała się na nogach i wlewałam w nią teraz wodę i soki.

— Obiecuję, że będę — odpowiedziałam, naprawdę myśląc o tym, że chcę mieć z nią kontakt.

   Uśmiechnęła się promiennie i przytuliła mnie do swojego boku.

— A co z Toverem? Zostawiasz go na pożarcie Myli? — zapytała, a ja mimowolnie się wzdrygnęłam.

    Wiedziałam, że gdy tylko zniknę, a on będzie tu sam to inne dziewczyny będą próbowały zwrócić na siebie jego uwagę. Nie mogłam tego powstrzymać. Nie miałam też prawa być o to zła. To ja go porzucałam.

    Poczułam jak po całym moim ciele rozlewa się smutek, nie mogąc tego ukryć, a spojrzenie Sam to wyłapało. Objęła mnie i stałyśmy tak wtulone, pocieszając się wzajemnie.

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz