22. Olivia

3.1K 257 66
                                    

     Byłam naprawdę zmęczona przytykami Blaine'a. Nie szczędził słów, a ja powoli żałowałam, że to mama umarła, a nie ja. Byłam problemem. Blaine mnie tu nie chciał, a dla Kennetha oznaczałam więcej pracy i straty finansowe. Nie był moim ojcem, nie musiał mnie utrzymywać, a jednak to robił. Irytowało to blondyna, a mi przysparzało kłopoty. Co gorsze nie miałam tu nikogo oprócz kumpla Blaine'a i wiekowej sąsiadki. Nikt nie chciał się ze mną zadawać w szkole, bo to oznaczało gniew Standera, któremu wszyscy wchodzili w tyłek byleby ich zauważył. To takie irytujące.

    Przebrałam się w wygodniejsze ubrania i zeszłam na dół, gdzie na moje szczęście nie było już Blaine'a, a Vince zbierał się do wyjścia. Teraz zamierzałam pójść do Sam, która miała mi pomóc przygotować się do kiermaszu. Stresowałam się, a niemiłe słowa Blaine'a wcale nie pomogły. 

— Przepraszam cię za niego — szepnął Vince, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem.

— Ma trochę racji — odpowiedziałam, wiążąc tenisówki.

— Nie ma, Liv. Nie jesteś jego służącą.

     Nie odpowiedziałam, skupiając się na drugim bucie. Czułam, że on na mnie patrzy. Powinien już wyjść w każdej chwili mógłby przyjść Blaine i raczej nie byłby zadowolony, widząc jak jego kumpel gapi się na mnie, gdy wiążę sznurowadła.

— Co? — zapytałam, podnosząc głowę. Naprawdę stał i się na mnie patrzył.

— Nic nie mówiłem.

— Stoisz i się na mnie gapisz, zamiast wyjść. Dlaczego? Mam coś na głowie? Blaine pomalował mi czubek na niebiesko?

     Obserwowałam jak uśmiech Vincenta rósł z każdą chwilą, aż w pełni zobaczyłam jego białe ząbki.

— Po prostu jesteś śliczna, Liv. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej — rzucił i mrugnął do mnie okiem.

     Lekko w szoku patrzyłam jak wychodzi z domu Standerów. Ten chłopak wpędzi mnie do grobu takim zachowaniem. Wiedziałam, że nie podobam mu się, a jednocześnie ciągle robił mi takie coś, jakby było inaczej. Dwa razy mnie pocałował wbrew mnie, wczoraj chciał to zrobić kolejny raz, mimo naszej umowy, a teraz powiedział mi, że jestem śliczna. Wiedziałam, że to nie prawda i pewnie chciał mi poprawić humor po tym jak Blaine potraktował mnie jak służącą, ale poczułam to rozlewające się ciepło w podbrzuszu i po policzkach. Ten chłopak zawstydzał mnie i onieśmielał. Vince był przystojniakiem z świetnym ciałem, a wczoraj leżał w moim łóżku. Miałam ogromny problem, żeby zasnąć, nawet gdy słyszałam, że on już śpi nie mogłam się odprężyć. W moim łóżku spał w końcu nie byle kto. Pamiętałam jak wyglądał, gdy leżał bez koszulki w pokoju pułapce w domu Tylera, a to wszystko było na wyciągnięcie ręki. Cud, że nie dostałam jakiegoś zawału, gdy wczoraj mówił mi te wszystkie rzeczy. Dobrze, że znalazłam w sobie siłę, żeby to przerwać, zwłaszcza, że gdy już udało mi się zasnąć, zbudził mnie, wtulając się w moje plecy. Jego twarz w moich włosach i ramię ciasno przytulające mnie do jego piersi. Czułam jak każda część mojego ciała płonie pod jego dotykiem, a przecież robił to kompletnie nieświadomie przez sen. Gdyby wtedy wyszedł nie przeżyłabym tego, a tak mogłam napawać się nim w jego niewiedzy.

     Zauroczałam się Vincentem Toverem, a to nie wróżyło nic dobrego. Był kumplem Blaine'a, a ja jego potajemną powierniczką. Wiedziałam, że nie mam szans na coś więcej, zwłaszcza że przyjaźń musieliśmy utrzymywać w tajemnicy. Byłam głupia, że nie pozwoliłam się pocałować i nie kazałam mu wyjść. To przytulanie przez sen, sprawiło, że zaczynałam wyobrażać sobie coś, co nigdy nie nastąpi. 

    Były jednak rzeczy ważniejsze od moich głupich uczuć względem pewnego chłopaka. Dziś był dzień zbiórki pieniędzy na schronisko, którą planowałam od dwóch tygodni, a i tak największy wkład w nią miał Vincent. To on przekonał trenera Onolda, żeby zrobić to wydarzenie w sali gimnastycznej i to jego pomysł zgromadził ten cały tłum ludzi na krzesełkach przed prowizoryczną sceną, za którą się właśnie chowałam. Ja zrobiłam plakaty i razem z Sam miałam poprowadzić kiermasz, ale główne pochwały należały się jemu, nie mi.

    Zorganizowaliśmy Kiermasz Randek. Kolejną zasługą Vince'a było to, że przekonał większość chłopaków z drużyny, żeby wzięli w nim udział, a ja z Sam znalazłyśmy cztery dziewczyny, które także zgodziły się wystąpić w roli mięsa. Oczywiście my dwoje też braliśmy w tym udział, bo czego się nie robi dla zwierząt. Pozwala się, nawet na zostanie niewolnikiem przez jeden dzień. Wyszło w sumie jedenaście osób łącznie ze mną. Spodziewałam się, że najwięcej pieniędzy zbierzemy za Blaine'a, Vincenta i Gabe'a, a z dziewczyn Monica Field wyglądała naprawdę kusząco, więc zapewni nam pewnie kilkanaście dolarów.

    Stałam w czerwonej sukience z dekoltem, a Sam poprawiała swój makijaż w małym lusterku. Wyglądała obłędnie i wielką szkodą było, że ona i Tyler jako para musieli zostać wyłączeni z kiermaszu.

— Już czas — powiedziała Sam z hollywódzkim uśmiechem i biorąc mnie pod ramię jak na gali wyszłyśmy na podest.

— Witamy państwa bardzo serdecznie na pierwszym Kiermaszu Randek w Easton! — powiedziała Sam z czarującym uśmiechem do mikrofonu szkolnego i rozległy się brawa i kilka pisków, zapewne dziewczyn z młodszych klas, które nie mogły się doczekać.

— Pieniądze zaoferowane przez was za randkę z dzisiejszym gronem zostaną przekazane dla naszego schroniska — oznajmiłam i rozległy się trochę cichsze brawa, a ja poczułam jak moja twarz robi się czerwona jak sukienka. Dobrze, że Sam nałożyła mi tyle podkładu i tych innych specyfików.

— Zasady są bardzo proste, kochani. Na scenę wychodzi wyczytana przeze mnie osoba, a ja podaję kilka szczegółów o niej, a potem wy licytując możecie wygrać z nią lub nim randkę!

     Sala krzyczy entuzjastycznie, a ja jestem w szoku, że aż tak ciepło tu zostało to przyjęte. Nawet kilkoro rodziców obecnych na sali i pan dyrektor wyglądali na zadowolonych i rozbawionych.

— Więc zaczynajmy! — krzyknęła Sam, a przy wejściu na scenę stał już pierwszy chłopak.

— Calum Sonberro, przedostatnia klasa, biegacz w drużynie tygrysów. Interesują go zespoły rockowe z lat dziewięćdziesiątych i football. Lubi spacery, łowić ryby i jeździć motocyklem — skończyłam czytać, co było naprawdę trudne, bo dziewczyny już w połowie zaczęły krzyczeć.

      Caluma kupiła dziewczyna z przedostatniej klasy za sześćdziesiąt pięć dolarów, a ja byłam pod wrażeniem. Później było tylko lepiej. Czytaliśmy na zmianę chłopak dziewczyna, żeby zaciekawić i nie zanudzić części obecnych na sali. Za kolejne pięć osób dostaliśmy ponad trzysta dolarów, co przyprawiło mnie o mikro zawał. Następny był Blaine, który czarując panie swoim uśmiechem i obcisłą koszulą, którą sama mu prasowałam, zgarnął aż dziewięćdziesiąt pięć dolarów! Jak do tej pory najwięcej, ale wciąż pozostał jeszcze Gabe, Monica i Vincent.

    Kiermasz trwał już od ponad godziny, a emocje w widowni nie przygasały. Wpłacali pieniądze do jednej z nas, tej która akurat nie przedstawiała uczestnika, a wzamian dostawały laminowaną plakietkę z imieniem osoby, którą kupiły.

    Monica i Gabe zebrali prawie dwieście dolarów i miałam rację, że dziewczyna oczaruje publiczność. Prawdziwa zabawa zaczęła się przy Vincencie, który mówił mi, że prosił siostrę Tylera, żeby go licytowała, jeśli zacznie to robić Myla, chcąc go wygrać. W ten sposób siostra Tylera wygrała randkę z Vincentem, wydając na niego ponad sto dolców. Ostatnia byłam ja.

— Na sam koniec została nasza prowadząca — oznajmiała Sam, a ja wyszłam bardziej na środek z dużym uśmiechem.

    Robiłam z siebie idiotkę, ale jeśli mogłam zgarnąć, choć połowę tego, co Vince czy Blaine to byłam w stanie przecierpieć kilka godzin na randce z kimś obleśnym.

— Olivia Burell, ostatnia klasa. Przeprowadziła się niedawno z Sucsoit, kocha zwierzęta i szczere osoby. Uwielbia spacery, dobrą książkę i nowe smaki. Nienawidzi sushi i zbyt słodkich deserów.

   Obserwowałam jak kilka chłopców zaczęło mnie licytować. Cena wyjściową ustalał tłum i moją było piętnaście dolców. Nie tak źle, bo przynajmniej nie będzie mi głupio.

— Sześćdziesiąt — krzyknął Gabe, którego nagle zauważałam w jednym rzędzie z innymi chłopakami z licytacji. Przebił właśnie kwotę greka z przedostatniej klasy o połowę.

— Osiemdziesiąt pięć. — Usłyszałam i prawie zachłysnęłam się powietrzem tak samo jak większość sali, która patrzyła w jego kierunku.

    Nie mogłam uwierzyć, że akurat on mnie licytował przy wszystkich... Dlaczego i po co?

   

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz